piątek, 26 kwietnia 2013

Czy to już mania? Galaxy po raz trzeci - DIY kosmiczna lampa.



Czyli jak ze zwykłej, niepozornej, nawet szpecącej biurko lampy zrobić coś niezwykłego :)





Z powodu nudy i braku zajęć - po wysprzątaniu całego pokoju wyciągnęłam skrzynkę z farbami i wzięłam się do dzieła :D 

Wyciągnęłam z szafy starą lampę, którą schowałam parę tygodni temu, bo nie mogłam na nią patrzeć. Miałam zamiar jechać do Ikei po nową, ale żadna mi się nie spodobała. Co więc zrobić? Przerobić!
Początkowo moja wizja zakładała pomalowanie jej na pastelowy kolor - nakładający się lekko na siebie jasny róż, błękit i fiolet. Jednak po nałożeniu kilku warstw białej farby, a następnie wspomnianych kolorów - stwierdziłam, że wyszło zbyt mdło. 

Jak więc najprościej to przerobić? Nie mając pomysłu, stwierdziłam krótko - galaxy! I wzięłam się do dzieła ;)


Jak zrobić coś podobnego? Podpowiem czego użyłam: 
  • 3 pędzle (1 malutki, 1 średni i jeden spoory :D)
  •  2 gąbeczki do tapowania i robienia ładnych przejść w motywie
  • paleta/kawałek butelki do mieszania odcieni
  • farby akrylowe: żółta, niebieska i czerwona (tylko te 3! ;))
  • emalia akrylowa do drewna i metalu - Dulux - biała aksamitna
  • coś do przeróbki ;)

Metodę na pewno znacie. Instrukcja jest prosta: 
  • nakładamy 2-3 warstwy białej emalii
  •  mieszamy farby do uzyskania odcienia np. jasnego fioletu, malujemy. 
  • przygotowujemy kolejne; głównie fiolet, niebieski, błękit, może róż?. Ciekawie wyglądają też elementy zieleni i mgławice utworzone ze złotej czy białej farby. Nakładamy gąbeczkami, do uzyskania zadowalającego nas efektu. 
  • tworzymy złotą farbkę, mocno ją rozwadniamy, moczymy pędzel i zbliżając do lampy kciukiem odginamy i pryskamy - tworząc gwiazdki. Te większe rysujemy ręcznie. 
  • ostatnie poprawki, lakier - i gotowe. 

Oczywiście pamiętamy o przerwach na wyschnięcie pomiędzy kolejnymi krokami ;)


I przygotujmy się na to, że nasze ręce również będą kosmiczne:


Efekty?



I przed i po:




Powiem jedynie, że dzisiejsze galaxy wyszło o wiele jaśniejsze od poprzednich, popełnionych na skarbonce - KLIK dla zainteresowanych ;) i zegarze - KLIK - ale mimo to i tak mi się podoba ;)





I tak właśnie patrząc na te zdjęcia naszło mnie na tytuł tego posta. I wierzcie mi albo nie - ja naprawdę nie jestem oszalała na punkcie tego motywu :D


I jak? Podoba się Wam? :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Nowa zakładka - wymiana :)

Hej ;*


W ramach wiosennych porządków zajrzałam dziś również do moich wszelkiego rodzaju pudeł/skrzynek/kuferków/puszek z kosmetykami, i stwierdziłam że zabrałam ich całkiem spory zapas - a wiele z nich leży nieużywane i po prostu się kurzy. Większość z nich nie jest nawet otwarta, a wiem że na pewno ich nie zużyję - samych balsamów i olejków do ciała mam 5, w tym 3 w zapasie.

Dlatego stwierdziłam, że może warto stworzyć na mojej stronie zakładkę wymiankową. Sam pomysł niezmiernie mi się podoba - może któraś z Was wypatrzy u mnie coś ciekawego ;)

Także serdecznie zapraszam - KLIK.

A co aktualnie mam na wymianę? Przykładowo:








Chętnie też wymienię się za odsypki czy odlewki. Do zaoferowania mam:
- maski do włosów - Scandic Line Bananowa, czy BingoSpa.
- półprodukty - korund lub peeling z czarnych porzeczek
- kremy BB - Skinfood Good Afternoon - Peach Green Tea SPF 20 PA+  oraz Aloe Sun BB Cram - SPF 20 PA+. (  <--- w tym przypadku pozostaje kwestia dogadania się co do pojemniczków).

Będę systematycznie dokładać kolejne ;)

środa, 17 kwietnia 2013

Paczka dobroci - rosyjskie kosmetyki - zamówienie z zielarnia24.pl :)


Hej! :)

Dziś dużo zdjęć i sporo podekscytowania : D

Pewnie wiecie, że rosyjskie kosmetyki, stające się od jakiegoś czasu nowym hitem blogosfery - były również moim skrytym marzeniem. Najpierw poznałam maskę drożdżową na porost włosów Babuszki Agafiii, którą pokochałam za przecudny zapach (działanie stale testuję ;d). Zapragnęłam przyjrzeć się im bliżej, i w końcu na moją wishlistę trafił krem matujący do cery tłustej i mieszanej Baikal Herbals

Jednocześnie cały czas przyglądałam się kosmetykom szukając czegoś odpowiedniego dla mojej Mamy, która jednak ciągle dość nieufnie podchodzi do rosyjskich kosmetyków, mimo że przekonuję ją, że w składzie mamy moc przeróżnych dobroci, wiele ekstraktów, substancji aktywnych - po prostu cud miód :D
(A że nadchodzą wkrótce jej urodziny...
Tylko cii, bo to niespodzianka. Mama na mojego bloganie zagląda, więc ufam, że nic się o tym nie dowie ;))

Ale może od początku...

Zamówienie złożyłam, po długiej analizie wszelkich sklepów oferujących rosyjskie kosmetyki, w sklepie internetowym zielarnia24.pl. Zwracałam uwagę głównie na:
  •  cenę, która jest naprawdę niska (jedynym konkurentem jest strona http://www.firmarelax.pl/) - w najbliższym czasie wstawię porównanie cen przykładowych kosmetyków i ich dostępność w około 10 sklepach. O dziwo BIOARP, uważany za głównego dystrybutora tych kosmetyków w Polsce, potrafi mieć nawet dwukrotną przebitkę cen!)
  •  opinie krążące o sklepie (same pozytywy!) 
  •  bogactwo asortymentu (warto zajrzeć, jest tam chyba wszystko!)
  • oraz cenę wysyłki i jaką firmą kurierską (tu mam pewne zastrzeżenia, ale jednocześnie wielki pozytyw)
Muszę przyznać że tu naprawdę wszystko jest na najwyższym poziomie.

Zamówienie złożyłam w poniedziałek około godziny 21. 21:40 dostałam e-maila z informacją że moje zamówienie zostało potwierdzone i jest w trakcie realizacji. Natomiast już następnego dnia o godzinie 14 zostało wysłane. Wielki plus za szybkość dokonywania transakcji!

Tu jednak powstał pewien zgrzyt. Zamówienia bowiem realizuje firma kurierska Siódemka, o której krąży w internecie mnóstwo nieprzychylnych opinii - ogólne przeświadczenie o usługach jest bardzo złe. Główne zarzuty to zniszczenie paczek, niedostarczanie ich w danym terminie, opryskliwość kuriera, czy nawet mieszanie adresów czy zostawianie przesyłek u sąsiada. Dlatego nieco się obawiałam, i zastanawiałam czy paczka dojdzie do końca tygodnia. Dodatkowo moduł śledzenia wyświetlał mi informację, że podałam błędny numer przesyłki. 

Dziś wracam do domu, nie myśląc nawet, że mogłabym zastać dziś kuriera a tu... Zapakowana, czekająca na mnie na stole, odebrana przez domowników paczuszka! Olbrzymi plus za szybkość wysyłki i jej doręczenia!



Nie mam pojęcia jak wyglądało dostarczenie przesyłki, mam ten komfort, że u mnie w domu zawsze ktoś jest, więc być może uniknęłam problemów z dostarczaniem.
Jedyny minus to to, że paczka jest wgnieciona. Ot, niby nic, jednak bałam się, że kosmetyki w środku mogły się uszkodzić. Na szczęście nic podobnego nie miało miejsca, delikatnie ucierpiało jedynie opakowanie kremu Baikal Herbals. Niemniej jednak może odrobinę ostrożniej trzeba by było traktować te paczuszki? ;)



















W środku zastało mnie opakowane w folię bąbelkową, obłożone sporą ilością gazetek o ziołach i wszelkiego rodzaju ulotkach i informacjach o asortymencie firm - upragnione kosmetyki. Oraz miłe zaskoczenie - kilka próbek, bardzo miły gest :)



Co zamówiłam? 








Dla siebie:

Wspomniany już krem matujący do cery tłustej i mieszanej Baikal Herbals. Mam nadzieję, że okaże się idealny na nadchodzące cieplejsze dni :)

I dla Mamy:



    Fitokosmetik - błękitna glinka Wałdajska. Mama zdecydowanie polubiła maseczkowe eksperymenty ze spiruliną czy glinkami. Myślę, że razem bez problemu zużyjemy te 100g :D
    Organiczny krem do twarzy na dzień 35-50 Przedłużenie Młodości - Babuszka Agafia. Cudny skład, intrygujące składniki aktywne takie jak płucnica islandzka, różeniec górski, aralia mandżurska, malina tekszla i wiele innych :D
    Organiczny krem pod oczy 50+  Aktywne Odmłodzenie - Babuszka Agafia. Moja mama w żadnym wypadku panią po pięćdziesiątce nie jest, i nie wiem czy nie zostanę za to zrugana :D - niemniej jednak ma moc przeróżnych protein (orzecha mandżurskiego, mleka, pszenicy, ryżu, łubinu, amarantusa, jęczmienia, lnu syberyjskiego), olejek z pestek moreli, ekstrakt z żeń-szenia, destylat rumianku... Same cuda, jestem strasznie ciekawa czy się sprawdzi! (dodatkowo krem 35-50 niestety nie był dostępny :c)




Za całość zapłaciłam 59,18 zł+ kurier (12,70) = 71,88 zł. 

Dodatkowo zaciekawiła mnie jedna rzecz - porównanie ceny widniejącej na opakowaniu kremów Babuszki Agafii (21 zł) z tymi dostępnymi w sklepie internetowym (15,74zł) :D



 Podsumowując

Na temat działania kosmetyków wypowiedzieć się (jeszcze ;)) nie mogę, natomiast mogę szczerze polecić zamawianie produktów ze strony zielarnia24.pl

Moja opinia jest bardzo pozytywna - szybki czas realizacji zamówienia, bardzo miły gest dołączenia próbek, szeroki asortyment sklepu oraz niskie ceny - wszystko na najwyższym poziomie :) 

PS: Jeśli oprócz kosmetyków rosyjskich interesują was również produkty marek takich jak BingoSpa, Planeta Organica, Khadi, Fitomed, Hesh, Sanbios, Sylveco - warto się rozejrzeć :)

Miłego dnia! ;*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Maślano-orzechowa pokusa - domowe ciastka :)



Tak właśnie wyglądają moje dzisiejsze grzeszki. Są przepyszne, mają maślano-orzechowy, słodki smak, wydają się być genialne do szklanki mleka przed snem...

Przedstawiam Wam:

domowe ciastka z masłem orzechowym

Pieczone według tego przepisu, który jest idealny :) 
Następnym razem może jedynie zmniejszę nieco ilość cukru (niestety nie miałam brązowego, więc hojnie zastąpiłam go białym...)

__________________________________________________________________

Tylko cały mój misterny plan odchudzania się właśnie chyba odchodzi w niepamięć...


Ale tak po namyśle, wypisując zalety domowych ciastek (choćby nie wiem jak słodkich i kalorycznych):

  • dokładnie wiemy czego użyliśmy do ich wytwarzania.
  • nie mają żadnych chemicznych śmieci, konserwantów, barwników itp.
  • są tańsze od kupnych.
  • piekąc możemy się odstresować :) (przynajmniej ja tak mam, nie wiem jak Wy? ;d)
  • możemy w jakiś sposób przemycić nielubiany produkt w kuchni (w całej mojej rodzinie tylko ja lubię masło orzechowe - a ciasteczka z jego dodatkiem zniknęły w ciągu paru chwil :D).
  • możemy zawsze zmniejszyć np. ilość cukru w przepisie lub zastąpić go nawet stewią.
  • dają nam satysfakcję! :3

Także chyba raz na jakiś czas pozwolę sobie na słodkie wykroczenie :D




To jak, dacie się skusić? :)

/wszystkie zdjęcia pochodzą z tumblra - źródło po kliknięciu w obrazek


sobota, 13 kwietnia 2013

Kropki i flamingi - czyli wiosenny manicure :D


 ...czyli całkiem ładny efekt zabawy lakierami, stworzony w wyniku nudy :)

Na zdjęciu powyżej paznokcie pozują wraz z flamingiem ze szklanki z Ikei - cudny wzór, naprawdę strasznie mi się podoba.


Jako baza posłużył mi lakier Essence nude glam - odcień 03 czyli cotton candy. W buteleczce wygląda jak przepiękny, delikatny, lekko różowy, ale estetyczny nudziak. Na paznokciu natomiast zależnie od warstwy:
  • 1 - zostawia po sobie jakiś ślad, ale jest wybitnie mało kryjący.
  • 2 - odrobinę lepiej, ale nadal widać smugi.
  • 3 - krycie przyzwoite, kolor bez smug, za to zmienia się w lekko białawy. Szkoda.  
Na plus liczy się to, że dość szybko wysycha. W moim przypadku wygląda to tak że maluję pierwszą warstwę, chwilę czekam, przeglądając blogi - później druga, czekam dłuższą chwilkę, i trzecia. Razem zajmuje to... no, około 15 minut. Za to na prawej ręce niestety mam odgniecenia chyba od pościeli (?). Na trwałość też nie ma co liczyć - gdy pierwszy raz pomalowałam nim pazurki, już po dwóch godzinach lakier zaczął odpryskiwać, a z jednego paznokcia zszedł całym płatem. Później jednak poprawił wynik - trzyma się dwa, trzy dni, lekko ścierając się przy brzegach. Muszę zainwestować w jakiś dobry top coat, może to mu pomoże ;d

W każdym razie - żeby jakoś go urozmaicić, postawiłam tym razem na wiosenne, żywe kropki. W tej roli:

  • p2 color victim - 741 notice me! - czyli żywa pomarańcz.
  • Clubbing Colours miss sporty - odcień 302 - śliczny malinowy róż.
  • oraz essence colour & go - 33 just in case - odcień starego złota.
Efekt mnie zadowala - zdolności manualnych, które pozwoliłyby na wyczarowanie małych cudeniek, które widuję na Waszych blogach, niestety mi brak. Pazurki także mam krótkie, więc pola do popisu wiele nie mam ;)




Przekombinowany, ładny, bez szału, wtórny? Jakie jest Wasze zdanie? 
Mi się podoba, wprowadza trochę ożywienia :)



Miłego dnia ;*


czwartek, 11 kwietnia 2013

Żurawinowa przyjemność dla skóry z nutką cukru pudru - recenzja.


Dziś recenzja kremu kuszącego swoim naturalnym składem, o przepięknym, słodkim zapachu i przyjemnej konsystencji i działaniu, a do tego w niskiej cenie. Jest jednak jedno małe ale...

Zapraszam na recenzję:


Apis Natural Cosmetics 

 Ujędrniający krem z żurawiną i olejkiem arganowym "Żurawinowa Witalność" (SPF 15)






  Pierwsze, co rzuca się w oczy, po otworzeniu zakrętki, to brak jakiejkolwiek folii zabezpieczającej (z boku zdjęcie kremu tuż po otwarciu). Przyznam że zadziwiło mnie to, jestem przyzwyczajona do produktów dodatkowo zabezpieczonych przed paniami pakującymi swoje paluchy do środka, co niejednokrotnie widziałam w drogeriach. Spora część produktu została też na zakrętce. więc przestraszyłam się nieco, bo wyglądało to tak, jakby połowa wyparowała. Krem jednak zamawiałam z apteki internetowej DOZ, więc uznałam że nie mam się czego bać ;)


Krem znajduje się w pudełeczku z, wydawałoby się, słabego plastiku. Jednak przetrwał on parę upadków ze sporej wysokości, dlatego złego słowa o nim nie powiem (:D). Estetyka opakowania jest przyjemna dla oka, utrzymana w barwach czerwonej i białej. 
Wszystkie informacje znajdują się na pudełeczku. Nie jest to jednak z pewnością opakowanie luksusowe.


Dodatkowo warto wspomnieć o konieczności nabierania kremu palcami - nie jest to higieniczne rozwiązanie, jeśli ktoś naprawdę zwraca uwagę na szczegóły. Element który mnie razi w opakowaniu - to oszukane dno. Nie znalazłam informacji o tym na żadnym z blogów, na których czytałam recenzję. Nie lubię takich rozwiązań i powiększania opakowania na siłę. Wolałabym, żeby było po prostu mniejsze i poręczniejsze. 



           Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła - był przecudny zapach. Słodki, ale nie mdlący - przypominający tytułową żurawinę połączoną z cukrem pudrem. W żadnym wypadku nie męczący, do tego utrzymujący się jakiś czas na skórze. Często zapachy kosmetyków, które na początku uwielbiam, szybko mi się nudzą. Ten krem mam dwa miesiące, jednak jego woń nadal bardzo mi się podoba :)

Krem ma nieco dziwną, lekko budyniowato-galaretkowatą konsystencję. Mi ona pasuje, sprawia wrażenie lekkiej, szybko się wchłania. Nie pozostawia klejącej się, lepkiej, tłustej warstwy. Jest również niesamowicie wydajny, już niewielka ilość wystarczy do pokrycia całej buzi :)

Skład

Czyli to, co skłoniło mnie do zakupu tego kremu. Przepiękny, pełen dobroci, odżywiający skórę.

Skład: Aqua, Grape Seed Oil, Sunflower Oil, Argania Spinosa Oil/Argania Spinosa Kernel Oil, Glycerin, Carbomer, Cranberry Extract, Aloe Extract, Cetearyl Alcohol & Ceteareth 20, Collagen, Elastin, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Triethanoloamine, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Tocopherol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum, Annatto. 

Pozwólcie że wkleję analizę ze strony http://www.cosdna.com, a następnie omówię ciekawsze składniki ;)

  • Na samym początku składu, znajdują się trzy oleje: winogronowy, słonecznikowy i arganowy. 

Olej winogronowy jest dobrze absorbowany przez skórę, nie zatyka porów. Ma właściwości zmiękczające, wygładzające, ochronne, przeciwalergiczne, regeneracyjne i przeciwstarzeniowe. Działa lekko napinająco, wygładza skórę i nadaje jej sprężystości. 
Olej słonecznikowy delikatnie nawilża, wygładza i zmiękcza skórę. Jest dobrym zamiennikiem oleju ze słodkich migdałów.
Olej arganowy ma działanie wygładzające, ujędrniające i odkażające. Wspomaga odnowę komórek, regeneruje skórę, łagodzi podrażnienia, działa przeciwzapalnie. Jest także antyoksydantem.

  • Dalej znajdziemy glicerynę, która ma działanie nawilżające (jednak niektóre osoby może zapychać! Tu jednak jest na tyle daleko w składzie, że nie powinno być z tym problemu). Kawałek za nią występują ekstrakty z żurawiny oraz aloesu. 
Ekstrakt z żurawiny nawilża, działa liftingująco, spowalnia procesy starzenia się skóry. Zawiera wiele cennych witamin i mikroelementów, także związki z grupy flawonoidów - które mają działanie antyoksydacyjne, stabilizują ściany naczyń krwionośnych, tym samym zapobiegając ich kruchości i pękaniu.
Ekstrakt z aloesu silnie nawilża, przyspiesza gojenie się ran, wspomaga regenerację komórek oraz stymuluje do syntezy kolagenu i elastyny, tym samym zwiększając elastyczność i jędrność skóry. Ma również działanie bakteriobójcze i przeciwzapalne.

  • Tuż za nim znajduje się Cetearyl alcohol, emulgator, emolient, nadający skórze miękkość, gładkość. Ma on jednak działanie komedogenne - może sprzyjać powstawaniu zaskórników u  osób wykazujących ku temu tendencję. Występuje razem z Ceteareth-20, półsyntetycznym składnikiem, emulgatorem. Na jednej ze stron wyczytałam, że nie wolno go nanosić na uszkodzoną czy podrażnioną skórę. W analizie u góry jego bezpieczeństwo oceniono na bardzo niskie. 

  • Kawałek dalej kolagen i elastyna. To białka występujące w tkance łącznej, budujące naszą skórę. Kolagen utrzymuje jej odpowiednią wilgotność, a  elastyna nadaje sprężystość oraz elastyczność. Znakomite dla cery suchej, zmęczonej, dojrzałej. Regeneruje, odmładza, przywraca świeżość, gładkość i sprężystość skóry. 

  • Następne są filtry UVA i UVB: w tym przypadku tlenek cynku oraz ditlenek tytanu. Kolejne są antyoksydanty i regulatory pH. Na samym końcu znajdziemy konserwanty - oceniane jako mało bezpieczne, mogą mieć działanie alergizujące.


  • I mała ciekawostka pod koniec - Annatto. Spotkałyście się kiedyś z taką nazwą w składzie? Ja nie :) okazuje się, że to naturalny barwnik pochodzący z nasion drzewa tropikalnego - arnoty właściwej. 
Jak widać w składzie nie znajdziemy parafiny, ani śladu znienawidzonego przeze mnie "mineral oil", parabenów, substancji otrzymywanychz  ropy naftowej i innych "zapychaczy", których w mnóstwie kosmetyków nie brak.

Dodatkowa informacja - data ważności kosmetyku od otwarcia to 6 miesięcy!

Działanie


 Na etykietce znajdziemy informację "Formuła kremu będąca połączeniem składników intensywnie regenerujących, nawilżających, pobudzających odbudowę włókien kolagenowych i elastynowych. Dzięki zastosowaniu ekstraktu z żurawiny, aloesu, marokańskiego olejku arganowego, kolagenu i elastyny spowalnia proces powstawania zmarszczek, ujędrnia i wygładza. Obecność filtrów UVA/UVB (SPF15) chroni przed szkodliwym wpływem promieniowania ultrafioletowego odpowiedzialnego za fotostarzenie się skóry."


Krem kupiłam jednak nie ze względu na obiecane ujędrnienie, czy zapobieganie powstaniu zmarszczek, ale na przepiękny skład, o którym już wspomniałam. Liczyłam, że będzie to po prostu, dobry, naturalny krem, ładnie nawilżający skórę, idealny do tuningowania. I tak jest. Ładnie wygładza, lekko napina skórę, do tego bardzo przyjemnie się go stosuje. Można go również zawsze urozmaicić, czy to odrobiną kwasu hialuronowego, olejkiem tamanu, jakimiś ekstraktami...

Wydaje się idealny na dzień pod makijaż, ze względu na lekkość i obecność filtrów UVA/UVB (SPF 15). Jednak w moim przypadku, mimo że nie powoduje ważenia się podkładu ani żadnych nieprzyjemnych niespodzianek - zupełnie nie matuje mojej cery, która już po paru godzinach zaczyna nieprzyjemnie się świecić. Sądzę że będzie idealny dla skóry normalnej czy suchej; natomiast dla osób z cerą tłustą czy mieszaną, niekoniecznie polecam


Cena i dostępność

Największy atut to z pewnością niski koszt za dobry jakościowo kosmetyk. 110 ml bajecznie pachnącego, dobrego nawilżającego kremu kosztuje 12.59 zł. Cenę podaję z internetowej apteki DOZ, bo tam go zamawiałam (wtedy był w cenie 13.09 ;p). Szczerze mówiąc nigdzie indziej nie spotkałam się z kosmetykami tego producenta - będę wdzięczna za każdą sugestię ;)

Podsumowując

+ bajeczny zapach żurawiny przysypanej cukrem pudrem
+ przyjemna, budyniowata konsystencja i różowy kolor
+ bardzo przyjemny, naturalny skład
+ znakomity krem do wszelkiego rodzaju eksperymentów i dodawania różnych półproduktów
+ ładnie nawilża cerę
+ niesamowicie wydajny
+ spora pojemność (110 ml)
+ CENA! 12/13zł jest śmiesznie niska w porównaniu z jakością

- dostępność (praktycznie tylko w DOZ)
- oszukane dno w opakowaniu - nie lubię tego rodzaju drobnych oszustw
- brak folii zabezpieczającej
- konserwanty które mogą mieć działanie alergizujące
- nie nadaje się dla cery tłustej i mieszanej na dzień pod makijaż 

Polecam Wam go, mimo paru niedociągnięć, z całego serca. To bardzo dobry, naturalny kosmetyk o przepięknym składzie, za  niską cenę. A w zapachu można się zakochać, naprawdę! Na pewno pozostanie moim ulubieńcem :)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Jak pielęgnuję swoją twarz?

Stwierdziłam, że w końcu muszę przedstawić Wam mój skromny zbiór kosmetyków do twarzy i moją pielęgnację.

Całość moich kosmetyków do twarzy wygląda następująco ------>

(na pewno o czymś zapomniałam, już nawet sobie przypomniałam że mydełko aleppo się nie załapało...). 

W zasadzie można je podzielić na kilka grup: do oczyszczania, kremy i maści i do zadań specjalnych. Cześć z nich w ostatnich tygodniach, mimo że mam je w swoim zbiorze, czymś mi podpadły i na razie ich nie używam :)

Ale może przejdę do rzeczy :)


1) Oczyszczanie.


Czyli podstawa. W moim przypadku od dwóch czy trzech miesięcy niezmieniona, prosta i dająca dobre efekty. Mydełko Aleppo z 5-8% zawartością olejku laurowego oraz płyn micelarny do twarzy z BeBeauty. 

  • Mydło, wbrew moim początkowym obawom, nie wysusza skóry, nie ściąga jej, ani nie podrażnia. Po początkowym uczucie lekkiego naciągnięcia skóry nie ma ani śladu - moja buzia się do niego przyzwyczaiła. Zostawia bardzo miłe uczucie oczyszczenia, skóra wręcz aż skrzypi od czystości. Jednocześnie jest naturalne, nie ma co się obawiać o zapychanie porów - a dodatkowa zawartość oleju laurowego ma wspomagać gojenie ranek, usuwanie blizn, sprawiać, że skóra staje się grubsza, mocniejsza, zdrowsza i nabiera ładnych kolorów. Do tego jest bardzo wydajne! Zakup 200gramowej kostki to koszt około 20 złotych, a wydaje mi się że starczy mi spokojnie na pół roku.
  • O płynie micelarnym rozpisywać się nie będę, znacie go z pewnością :D


2) Kremy, maści, sera.



Moja cała kolekcja wygląda następująco (od lewej):
  • Stara Mydlarnia, Jojoba & Melissa Naturalny eliksir do twarzy. Na zdjęciu znalazł się wraz z kwasem hialuronowym (wam też tak schodzą nadruki z etykiet zsk?), bo tak go używam. Szybkie serum, które pięknie nawilża, koi i natłuszcza skórę. Rano jest wygładzona, miękka w dotyku i uspokojona. Do tego serum ma bardzo naturalny skład (olejek jojoba, wyciąg z melisy, witamina E, lecytyna) i przepiękny zapach! Używam go na noc i jak na razie jest rewelacyjny :)
  • Apis, krem ujędrniający żurawinowa witalność (kupiony ze względu na bardzo przyjemny, naturalny skład oraz obietnicę ochrony przeciwsłonecznej - niestety, obecnie odstawiony ze względu na to, że użyty pod makijaż powoduje okropne błyszczenie się cery już po 2-3 godzinach. Dodatkowo może mieć właściwości komedogenne ze względu na obecność w składzie cetearyl alcohol & ceteareth 20.)
  • Skinoren - maść. Zanim wezmę się za tworzenie toników czy peelingów z kwasem migdałowym, chciałabym przetestować jego działanie na mojej skórze. Był przepisany mi przez dermatologa, znalazłam opakowanie w pudełku (data ważności do końca 2014 roku), więc uznałam że muszę spróbować raz jeszcze - dawniej zrezygnowałam, prawdopodobnie przez wysuszenie, podrażnienie i swędzenie skóry bądź wysyp. Teraz myślę że może mi się udać, bo kilka rzekomych "kryzysów ozdrowieńczych" mam już za sobą, a buzia najlepiej nie wygląda ;) poza tym teraz mogę ją w lepszy sposób ukoić i nawilżyć. Także używam z nadzieją już od paru dni :) bardzo ładnie matuje skórę, rano jest piękna. Jedyny mankament to to, że lekko mnie podszczypuje - Wy też tak macie?
  • La Roche Posay, Effaclar K - używany co dwa dni od grudnia, czyli 4 miesiące. Efekty? Żadne. Na moją skórę po prostu nie działa, nie zauważyłam ani zmniejszenia błyszczenia się, zniknięcia zaskórników, czy jakiegoś wpływu na krostki czy nieprzyjaciół. Odstawiam go, ze względu an to że wolę go nie mieszać ze Skinorenem.
  • Balea, Mattierende creme mit Fruchtsaure - kupiony tydzień temu, skusiła mnie obietnica matowania i zwężenia i oczyszczenia porów. Obecnie nie mam pojęcia, czy mogę go używać równocześnie wraz z kwasem azaleinowym obecnym w Skinorenie, wolę więc nie ryzykować i odstawiam go. Poza tym brak w nim filtrów chroniących przed słońcem. 
  • ta malutka próbka z przodu to miły prezencik od kosmetyczki - krem z filtrem 30 SPF na dzień. Etykietka głosi "Creme Visage Eclaircissante/Face Brightening Cream by Mary COHR". Bardzo przyjemny, to co mnie w nim zaskoczyło, to że nie bieli jak inne kremy z filtrem, i nie zostawia białej, tłustej, błyszczącej warstwy. Niestety na wersję pełnowymiarową raczej mnie stać nie będzie (znalazłam za 50 euro).

 Z czego w obecnej chwili używam:





3) Do zadań specjalnych.

Do masek, do nakładania punktowo na wypryski, peelingi z półproduktów...

  • Spirulina - Algi morskie (zsk). Przyjemnie odżywiają buzię, skóra po masce z nich ma śliczny koloryt, wygląda promiennie i zdrowo.
  • Peeling z nasion czarnej porzeczki (zsk) - ma dosyć grube ziarna, w przyjemny sposób ściera naskórek, pozostawiając wygładzoną buzię. Do zapachu da się przyzwyczaić :)
  • Peeling - Korund - Mikrodermabrazja (zsk). Bardzo, bardzo ostre i drobniutkie ziarenka. Dokładnie ścirają naskórek, jednak ostatnio dość mocno podrażniłam sobie nim buzię, przez dwa dni chodziłam z czerwonymi plackami :C radzę uważać. Niemniej jednak jest to bardzo dobry produkt.
  • Gliceryna - używam jej do wzbogacania masek np. z płatków owsianych. Mojej buzi nie robi krzywdy, nie zauważyłam żeby zapychała, raczej nawilża i ładnie pielęgnuje.
  • Tonik z olejkiem pichtowym i olejkiem babydream. W wersji oryginalnej miał być z naftą/petroleum, zastanawiam się, czy moja zmiana mogła zmienić jego właściwości. Ma mieć działanie zwalczające zaskórniki - niestety używam go na tyle nieregularnie, że nie zaobserwowałam żadnych zmian.
  • Kwas hialuronowy (zsk). Przepięknie nawilża, likwiduje suche skórki. Dodaję do serum i masek.
  • Maść cynkowa - stosuję bezpośrednio na wypryski, ładnie je wysusza. Takie SOS, chociaż nie zawsze działa ;)



4) Domowe sposoby o których nie wspomniałam

  • peeling/maska z płatków owsianych (+ ew. gliceryna) - pięknie łagodzi skórę, koi podrażnienia, nawilża i wygładza
  • maska z siemienia lnianego - bardzo podobnie jak z płatków owsianych
  • maska z kurkumy - antybakteryjna, wspomaga gojenie się wyprysków, dobra an trądzik - jedyne co mnie w niej irytuje, to żółty odcień skóry, który trudno zmyć.
  • napary z ziół jako toniki - mięta, szałwia, zielona herbata z cytryną...
  • ząbek czosnku jako sposób na zmniejszenie wyprysku - znacie? ;)
  • maska jogurtowa - zwykły jogurt naturalny, najlepiej zimny, położony na oczyszczoną buzię. Niesamowicie koi :)

Zainteresował Was któryś kosmetyk bądź sposób? ;)


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Moja małe, skromne denko marcowe.




Jak to jest, że każde moje denko jest takie skromne, małe i niepozorne? Z zazdrością spoglądam na Wasze okazałe, zawierające kilkanaście zdenkowanych kosmetyków projekty. No ale cóż, chyba czas pogodzić się z myślą, że Wam nie dorównam :D

Denko marcowe

  • Glinka biała "porcelanowa", Zrób Sobie Krem.pl / 50g

Jedna z najdelikatniejszych glinek, zalecana do cery wrażliwej, delikatnej
Stosowałam ją jako maskę, zmieszaną wraz z wodą / wodą mineralną / hydrolatem różanym / naparami z ziół / kwasem hialuronowym / spiruliną / olejem lnianym / olejkiem jojoba, także dostępnych jest wiele wariacji :D
Pokochałam ją całym sercem, znakomicie wpływa na moją skórę - uspokaja ją, łagodzi podrażnienia. Buzia ma po niej śliczny, zdrowy, promienny kolor - jest też zmatowiona. Cudo!
Myślę, że z pewnością do niej wrócę - chociaż mam też ochotę przetestować glinkę zieloną; a także te rosyjskie. Uwielbiam tą formę maseczek :)
P.S: Do tego muszę przyznać, że mimo że opakowanie wydawało mi się takie tyci tyci malutkie, to przy regularnym stosowaniu starczyło na... 3 miesiące? :O

  •  Płatki kosmetyczne (Wattepads) Lilibe Cosmetics z Rossmana


Przyjemne, spora pojemność za niską cenę; nie rozwarstwiają się. Zawsze przydatne, no co tu można o nich jeszcze powiedzieć?

- zamienione na płatki Carea z Biedronki (ze względu na cenę). Ale jeszcze do nich wrócę :)

  • Joanna Naturia, Szampon z pokrzywą i zieloną herbatą.

Niezastąpiony klasyk w mojej łazience, może już nie będę się na jego temat rozpisywać, bo peanów na jego cześć na tym blogu znajdziecie sporo :D w dużym skrócie: przepiękny zapach, dobra wydajność, wspaniale oczyszcza, nie szkodzi moim włosom. Mój ulubieniec. 

  • Isana - Zmywacz do paznokci (Nagellack Entferner Acetonfrei).


Skusiłam się na niego, stojąc przed półeczką w Rossmanie i zastanawiając się nad jego zielonym bratem. Akurat była promocja, więc powędrował do mojego koszyka. Wkrótce tego pożałowałam.


Mimo że niby bez acetonu, śmierdzi okropnie. Jestem przyzwyczajona do zapachu zmywaczy, nie przeszkadzają mi jak np. mojemu chłopakowi, ale muszę przyznać że ten po prostu cuchnie. Ciężko zmywa się nim jaskrawe kolory - zresztą ze zwykłymi, jasnymi też ma problem, trzeba zużyć kilka wacików, a i ciągle zostają przy skórkach. A skoro już o nich mowa - potwornie je wysusza i podrażnia. Ja podziękuję mu i nigdy więcej do niego nie wrócę. 


Wymieniony na Ebelin Proffesional, Nagellack Entferner Acetonfrei z biotyną i olejkiem arganowym :)



  • BeBeuty - Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu.

Po raz drugi pojawia się w moim denku, znów jest zastąpiony przez kolejne opakowanie. Uwielbiam go, uwielbiam, uwielbiam. Jest tani, nie podrażnia, genialnie i szybko zmywa makijaż. Jedyny minus to wydajność, ale wybaczam mu to, naprawdę :) kupię jeszcze z milion opakowań :D







I to by było na tyle :) a jak tam Wasze denka?

 
Obsługiwane przez usługę Blogger.