wtorek, 26 marca 2013

Wybaczcie ;)

Hej,
wpadam na króciutko, by przekazać Wam, czemu ostatnio się nie odzywam.
Mam jakieś problemy z siecią, nie wiem kompletnie o co chodzi, no ale niestety; nie mam pojęcia kiedy uzyskam dostęp do internetu. Do tego zgubiłam aparat, przeszukuję dom ale nie mam pojęcia gdzie się zapodział. Przepraszam więc za brak jakiejkolwiek notki, ale...

Jak wszystko się wyjaśni nadrobię to, spokojnie :)
Mam nadzieję że do końca tego tygodnia będzie już wszystko ok, jeśli nie - widzimy się po świętach.

Także zapobiegawczo:

chciałabym życzyć Wam wesołych, spokojnych Świąt i duużo uśmiechu :)



poniedziałek, 18 marca 2013

Wzbogacona maseczka na twarz z siemienia lnianego.

Która z Was nie zna maseczki z siemienia lnianego?

 I niekoniecznie mówię tu o żelu nakładanym na włosy, który przepięknie je nawilża, wygładza i sprawia że cudnie się błyszczą i genialnie układają. Mówię o zwykłej, najzwyklejszej masce, którą robi się bardzo szybko, a która pomoże ukoić podrażnioną cerę, nawilży ją oraz zmiękczy. 


Znacie? Ja ją robię w dwóch wersjach.
  • pierwsza z nich powstaje jako efekt uboczny przy gotowaniu żelu lnianego. Gdy zagotuję już ziarenka i odcedzę je od glutowatej mikstury, która następnie trafia na moje włosy - zostają mi właśnie te ziarna wymieszane z odrobiną żelu. Możemy nakładać je od razu na twarz lub zmiksować - wyjdzie nam maska o lepszej konsystencji, która nie będzie tak spływać :)
  • drugi to zmielone już ziarna lnu zalane ciepłą/gorącą wodą. Odchodzi problem z miksowaniem, ale w ten sposób nie stworzymy już żelu. Mimo to dzisiaj zaprezentuję Wam tą wersję (oj, złapałam już zmielone na stoisku z przyprawami, za około 2 złote, a że akurat nie miałam to wzięłam ;))
Tylko, że z moją zaczęłam eksperymentować, i zastanawiać się co mogę tu dodać, by efekt był jeszcze lepszy.


Tak więc do mojej maseczki trafiła odrobina oleju z nasion czarnej porzeczki i trochę gliceryny, w zastępstwie za kwas hialuronowy (tak, to ten w buteleczce bez napisu), który początkowo zamierzałam dodać. Uznałam jednak, że muszę sprawdzić jak zachowa się w maseczce - zaczynam też powoli ją stosować na końcówki włosów i wzbogacać nią maski, chociaż widząc obecną pogodę, chyba jeszcze się z tym wstrzymam. Dla przypomnienia:

"Działanie nawilżające gliceryny związane jest z bardzo silnymi właściwościami higroskopijnymi. Gliceryna w naturalny sposób osłania skórę, przenikając do przestrzeni międzykomórkowych, gdzie wiąże ilość wody niezbędną do zachowania prawidłowego nawilżenia skóry. 


Ma doskonałe właściwości łagodzące, skutecznie nawilża przesuszoną skórę ze skłonnościami do pierzchnięcia nadmiernie wysuszoną. Wygładza, poprawia elastyczność, reguluje procesy prawidłowej odnowy naskórka. Działanie gliceryny jest długotrwałe. Penetruje do głębszych partii warstwy rogowej naskórka i pozostaje tam, regulując wilgotność przez około dobę." /źródło

Uwaga jednak na jeden ważny element:

Taki efekt uzyskuje się jednak tylko wtedy, gdy wilgotność powietrza nie jest mniejsza niż 65%.
Jeśli jest ona jednak mniejsza, to gliceryna nie przyciąga cząsteczek wody z powietrza, ale bierze ja z dolnych warstw skóry, czyli silnie ją wysusza.


Wyszła ciapkowata maź, nieszczególnie zachęcająca konsystencją. Wiem że niektóre osoby odczuwają wstręt wobec "glutka" który wychodzi po zagotowaniu nasion lnu. Mi on jakoś nie przeszkadza, ale może to dlatego, że przez jakiś czas piłam siemię na żołądek :)

Pocieszę Was - siemię w tej formie ani trochę go nie przypomina, to po prostu maź, którą trzeba nałożyć na twarz i pilnować by nie spadła. Można przy tym wykonać delikatny peeling. Ja trzymałam ją na buzi przez 15 minut, co jakiś czas zwilżając. Są lekkie problemy ze zmyciem, bo maseczka ma tendencje do czepiania się kosmyków włosów przy czole itp. Jednak nie jest tak źle jak przykładowo, z glinkami :)


Efekt? Promienna, gładka, nawilżona skóra - wydaje się jakby uspokojona i wyciszona, zniknęły podrażnienia. Jak dla mnie rewelacja, zobaczymy jakie efekty przyniesie przy regularnym stosowaniu :)

_____________________________________________________________________

Jeśli szukasz sposobu na odmłodzenie skóry, zwężenie porów i lifting, może cię rówież zainteresuje jadeitowy roller do twarzy? Kliknij TUTAJ żeby dowiedzieć się więcej, a TU, żeby kupić :)


_____________________________________________________________________


A Wy stosujecie domowe maseczki, czy wolicie te drogeryjne? :)

Miłego wieczoru


piątek, 15 marca 2013

Wishlistowa maska i parę drobiazgów - haul :)


 Pozwólcie że podzielę się z Wami moją radością :D

Główny jej powód znajduje się na zdjęciu obok, o, tutaj ---->

Znalazłam i dostałam w swoje łapki maskę drożdżową na pobudzenie porostu od Babuszki Agafii, z czego jestem niezmiernie zadowolona. 



Interesowała mnie już od dawna i czyniłam ku niej podchody, jednak ciągle brakowało mi czasu i funduszy by zrobić większe zamówienie na którejś ze stron internetowych. Tym bardziej więc ucieszyłam się, gdy dostrzegłam ją stacjonarnie, w sklepie zielarskim (Wrocławianki - naprawdę polecam Wam zajrzeć do Hali Targowej, stanowisko 12, takie malutkie, w rogu koło ogrodniczego). Za 300ml maski pachnącej słodkimi, korzennymi ciasteczkami (ile ja bym dała by moje włosy tak pachniały!) zapłaciłam 20 złotych, co wydaje mi się bardzo korzystną ceną :) (w sklepach internetowych maska kosztuje zazwyczaj około 18).


Dodatkowo miałam zamiar kupić krem matujący na dzień od Baikal Herbals, ale niestety nie był on dostępny. Okazało się, że przyszłam dzień po dostawie ;) niemniej jednak uzgodniłyśmy, że przed następną, za dwa tygodnie, mailowo złożę zamówienie i zostanie on sprowadzony. Bardzo miło :)

Z pozostałych drobiazgów, których jeszcze Wam nie pokazałam:

Eyeliner w pisaku (Coty, Miss Sporty, Cat`s Eyes)o którym chyba już wspominałam :)
Stwierdziłam, że muszę w końcu zacząć trenować robienie kreski. I przyznam Wam, że pomału zaczyna mi wychodzić (to, że po milionach poprawek malutkim patyczkiem zwilżonym płynem micelarnym, to nieważne :D). 

Oraz tusz do rzęs Maybelline, Volum` Express One by One Mascara, z którego jestem bardzo zadowolona, chociaż na początku miałam niemiłe spotkanie z silikonową szczoteczką :) ma przepiękny, głęboki odcień czerni i potrafi zrobić 'coś' z moich malutkich, króciutkich rzęs. Jak dla mnie rewelacja.

Na ostatnim zdjęciu natomiast widać olejek pichtowy, który wraz z maską drożdżową zostaje skreślony z mojej wishlisty :) miałam zamiar użyć go do toniku pichtowego, który ma pomóc w usuwaniu zaskórników. Zmieniłam nieco oryginalny przepis (zamiast nafty/petrolatum użyłam olejku), stosuję od paru dni, ale na razie nie zauważyłam efektów. Zobaczymy co będzie dalej.


Ostatni zaś drobiazg to świeczki LaRissa, kupione w Biedronce za oszałamiającą sumę 3 czy 4 złotych, a pachnące przecudnie! Do tego są wydajne, do tej pory zużyłam tylko 3 :D

A jak wyglądają wasze zakupy w tym miesiącu? Wykreśliłyście coś ze swojej wihlisty? :)

czwartek, 14 marca 2013

Miał być miodowo-mleczny ideał, a jest...


Joanna, Z apteczki babuni - 

Balsam do włosów nawilżająco-regenerujący


Dziś recenzja odżywki bez spłukiwania do włosów, która skusiła mnie wizją przepięknego zapachu (jestem zakochana w jej siostrzanym szamponie, również z mlekiem i miodem) oraz obiecywanym nawilżeniem i regeneracją. Zobaczmy jak jest :)

Gdzie kupić? Ja znalazłam go w Drogerii Jasmin, w cenie 6.90. Prawdopodobnie będzie w większości drogerii, z dostępnością raczej nie ma problemów - a na pewno nie trzeba się wiele nachodzić.

a

Skład i analiza

Pozwólcie że skład  podam za wizażem:
Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl AlcoholStearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Mel Extract, Hydrolyzed Milk Protein,Propylene Glycol, Panthenol, Triethanolamine, Parfum, Coumarin, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone.
emolienty - nawilżają, wygładzają
humektanty: nawilżają
antystatyki: zapobiegają elektryzowaniu, wygładzają, ułatwiają rozczesywanie

Tak więc włosy odżywią nam w tym przypadku miód, proteiny mleka i pantenol. Dodatkowo według mnie przyjemnym składnikiem jest także olej rycynowy (Castor Oil), który przecież w domowych maskach sprawdza się znakomicie :)

Oprócz wielu przyjaznych dla włosów emolientów, humektantów i antystatyków na końcu składu znajdziemy DMDM Hydantoin który jest mało przyjemnym konserwantem (pochodną formaldehydu). A szkoda, bo za to przynajmniej ode mnie idzie minus.

Stosowanie

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to bardzo lejąca się konsystencja. Zbyt wiele balsamu wylewa się na rękę, jednak o dziwo muszę powiedzieć że wydajność mimo tego jest dobra. Plusem jest to, że jest to balsam bez spłukiwania, co pozwala zaoszczędzić czas (chociaż ja jednak chyba wolę te tradycyjne).

Nakładany na całkowicie mokre włosy u mnie się nie sprawdza, wolę wetrzeć go w lekko podsuszone, wilgotne. Przy aplikacji czuć delikatny, słodki zapach, który jednak nie utrzymuje się na włosach, nad czym ubolewam. 

Działanie

Przede wszystkim, oczekiwałam od tej odżywki ładnego ujarzmienia włosów, zniwelowania ich puszenia, i tak zachwalanego nawilżenia oraz miękkości. Problemów z rozczesywaniem zazwyczaj nie mam (od czego jest Tangle Teezer? :D) jednak ułatwienie tego byłoby przyjemnym bonusem.

I co mogę powiedzieć? Balsam ten jest zasadniczo poprawny. Dokładnie takiego określenia bym użyła. Owszem, pomaga w rozczesywaniu i sprawia że włosy się ładnie układają,   także nieco miękksze. Jednak ogólne wrażenie jest takie, że nie robi NIC. Nie obciąża (no bo niby jak?), co również jest plusem.  

Z pewnością nie nadaje się dla suchych i zniszczonych włosów, którym jest rekomendowany, skoro z moimi zdrowymi i odpowiednio pielęgnowanymi sobie nie radzi. Zero odżywienia, nawilżenia czy regeneracji. Niby jest, ale go nie ma. Słabiutki.

Zdecydowanie lepiej sprawdza się u mnie odżywka b/s również z Joanny, Len z Rumiankiem.

Podsumowanie

Raczej do niego nie wrócę - nie zachwycił mnie, liczyłam na lepsze działanie (wiele pozytywnych opinii na wizażu, a także w blogosferze) a ja wciąż szukam swojego ideału :)

+ dobra dostępność.
+ niska cena.
+ przyzwoity skład.
+ nie obciąża włosów
+ nie trzeba go spłukiwać.
+ minimalnie je wygładza, ułatwia rozczesywanie.

+/- działanie, które jest zasadniczo poprawne.

- DMDM Hydantoin w składzie.
- krótko utrzymujący się zapach.
- lejąca się konsystencja.
- brak obiecanego efektu nawilżenia/odżywienia/regeneracji.

Znacie, bądź stosujecie tą odżywkę?
 Jak sprawdza się u Was?

środa, 13 marca 2013

Wiosenne porządki wśród lakierów, a co! :)

Idzie wiosna, porządki czas zacząć, a ja, jako że wszystko robię etapami, skupiłam się na porządkowaniu moich lakierów i pierwszy raz je policzyłam - wyszło mi ledwie 20, z czego 8 powędrowało do kosza, także uwaga, uwaga - mam jedynie 12 lakierów. Aż sama sobie się dziwię :)

Przedstawiam więc Wam moją skromną kolekcję :)




Moi ulubieńcy. Lubię markę p2, i zawsze gdy jestem w DMie staram się złapać chociaż jeden kolor. Mają wiele przeróżnych odcieni, zachęcającą cenę (max. 2 euro) i całkiem niezłą trwałość. Moim zdecydowanym faworytem jest elegant (670), słodki a jednocześnie prosty nudziak :)

Reszta lakierów jest raczej używana w ramach akcentu, na całe paznokcie okazjonalnie. Artful (222) w założeniu miał być słodką miętą, jednak nie wiem jak mogę opisać ten kolor. Call me! (290) jest prześlicznym, mocnym fioletem. Natomiast notice me! (741) możecie uznać za chwilową wakacyjną słabostkę, w tym okresie uwielbiam go mieć na pazurkach!




Lakiery Miss Sporty. Tanie, łatwo dostępne i dobre. Nie jestem przekonana do ich perłowych lakierów, natomiast te kolory są całkiem całkiem... Czerwienie (jeden nieznany oraz drugi - 50) są niesamowicie mocne i nie mam wprawy w posługiwaniu się nimi, dlatego rzadko goszczą na moich paznokciach. Różowe 302 było prezentem, podejrzewam że sama nie zdecydowałabym się na tak wściekle uderzający po oczach kolor, ale muszę przyznać że nie jest zły. Zaskoczył mnie nieco trwałością i kryciem, wystarczą dwie warstwy. Natomiast na zieloną 470 skusiłam się w Rossmanie podczas promocji -70%, zauroczona kolorem. Na paznokciu jednak staje się ciemniejszy i... no cóż, brzydszy.



Pozostałe lakiery to Disco Pink (704) Nailfinity od Max Factora - ponownie zaskoczyła mnie trwałość i jakość, chociaż kolor do moich ulubionych nie należy. Natomiast znajdujący się obok milk chocolate chunk (L43) z Sephory jest moim kolejnym ulubieńcem. Wspaniale wygląda na paznokciach i nieźle się trzyma. Pozostałe dwa lakiery, wybitnie neonowe, są z H&Mu, i szczerze mówiąc nie pamiętam bym kiedykolwiek je kupowała. Trzymam je z myślą, że kiedyś wymyślę manicure, w którym będą potrzebne jako akcent, ale nie przepadam za nimi.

Reszta moich lakierów powędrowała do kosza.

 Zasuszyły się biedactwa. Ale myślę też że nie mam nad czym płakać - były to 2x Miss Sporty, 2x Miss Selene, jedna przerobiona Eveline i 2 bliżej niezidentyfikowane obiekty ;)


I wiecie co? Tak patrząc na tą moją skromną kolekcyjkę, stwierdzam, że koniecznie muszę zaopatrzyć się w jakiś błękit, dobrą bazę i utwardzacz, i coś z ładnymi drobinkami. No bo jak to tak?

:D
Miłego... wieczoru? ;) 




wtorek, 12 marca 2013

Samorobiona sól do kąpieli z małym bonusem.

Kiedyś już wspomniałam o tym, że nie ufam kupnym solom do kąpieli o wybitnie rażących w oczy kolorach i intensywnym, nie zawsze miłym dla nosa aromacie, do tego zapakowanym w półlitrowe plastikowe opakowanie - takie najczęściej spotykam w przeróżnego rodzaju hipermarketach. Mówię im nie, bo wysuszają moją skórę, zamiast ją pielęgnować. Jedyny efekt, który dają, to zabarwienie wody na niekiedy piękne kolory :)

Zupełnie inna sprawa to sole kupowane w mydlarniach, kuszące swoimi przepięknymi zapachami, dodatkami i obietnicami odżywienia naszej skóry. Jednak ich cena nie zawsze jest przyjazna dla mojej kieszeni. Dlatego stwierdziłam, że może warto spróbować stworzyć własną sól?

Przyznam jednak że moja sól może być dla was nieco minimalistyczna, jednak uważam że jest to wręcz jej zaleta. Przede wszystkim jest szybka i łatwa do zrobienia, nie musimy także mieć wiele surowców, wystarczy to co zazwyczaj mamy pod ręką. 



Tak więc tajemniczymi ingrediencjami, z których powstała, są:

szklanka gruboziarnistej soli morskiej (z tego co pamiętam, dałam jeszcze odrobinę drobniejszej), 
1 łyżka sody oczyszczonej, ulubiony olej (dodałam babydream fur mama, jak zwykle)
 oraz olejki eteryczne i dodatki, z którymi miałam największy problem, bo nie posiadałam w domu ani jednego olejku eterycznego.

W końcu w słoiku znalazła się sól o intensywnym aromacie, który uzyskałam dzięki połączeniu olejków: eukaliptusowego, kajeputowego, jałowcowego, goździkowego, mięty pieprzowej oraz mentolu. Dodatkami były ususzone płatki kwiatów :)

Dobra, przyznam się. W mojej soli do kąpieli wylądowało kilka(naście?) kropel olejku Olbas, który znany jest głównie ze swoich właściwości pomagających przeziębionym i zakatarzonym. Znakomicie odtyka więc nos i przynosi ulgę w oddychaniu. Można stosować go do inhalacji, na poduszkę by mieć spokojny sen, a także do kąpieli. Pomyślałam więc, czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym, i nie stworzyć soli, która pomogłaby w chorobie? :)


Sól powstała około miesiąca temu, a teraz miałam możliwość w pełni docenić jej działanie (co skończyło się całkowitym opróżnieniem słoika :c). Olejek dodawany samodzielnie do kąpieli może podrażnić skórę i zostawia nieprzyjemne uczucie chłodu, należy przedtem zmieszać go z olejem nośnikowym. W przypadku soli do kąpieli nie musimy się bawić z mieszaniem, mamy od razu zapewnioną odprężającą, dobrą dla skóry a jednocześnie działającą zbawiennie na nasz układ oddechowy kąpiel. Sam zapach olejku mi absolutnie nie przeszkadza, powiem Wam nawet, że całkiem go lubię. Nie wiem czy jestem jakaś dziwna, sądzę jednak że warto spróbować :)

A i jeszcze jedno, zapomniałabym! Ta sól jest absolutnie genialna, jeśli dodamy ją do miski, w której moczymy nasze stopy. Są niesamowicie wygładzone i miękkie :D

To jak? Zachęciłam Was do eksperymentowania? ;)

niedziela, 10 marca 2013

Misz-masz: suchy szampon, lenistwo z filmami, dwie przepiękne inspiracje włosowe oraz zapowiedź nowego odkrycia.

Hej :)

Wybaczcie, ale dziś notka tylko odrobinę kosmetyczna, a większości nawet nie na temat. Od czwartku złapało mnie jakieś paskudne przeziębienie, które leczyłam leżąc całymi dniami w łóżku (jako bonusy: ból gardła przy przełykaniu śliny wraz z niemożliwością mówienia oraz prawdopodobnie zapalenie ucha - absolutne combo to stały pisk w nim, który towarzyszy mi aż do teraz :D). Dziś jest lepiej - tzn. mogę mówić i gardło nie boli więc stwierdziłam że warto sprawdzić co u Was.

Przy okazji przetestowałam suchy szampon (Rufin Cosmetics, Swiss O Par, Frottee Trockenshampoo), ale nie czuję się specjalnie zachęcona i nie wiem czy kupię go ponownie.

  • Ma okropnie cytrynowy, duszący, chemiczny zapach. Strasznie trudno jest także wyczesać drobinki z włosów, które mam dość ciemne, więc zostawia nieestetyczny biały osad który wygląda jak łupież. 
  • Jednak muszę przyznać, że pozostawia włosy świeższe, nieco uniesione u nasady, podatne na ułożenie. Mimo to ciągle coś mi w nich nie pasuje, i uznam to za wyjście w ekstremalnych sytuacjach :)

Nadrabiam też zaległości w filmach:

(na razie udało mi się obejrzeć)


  • Zaplątani" - przeurocza, zabawna i warta obejrzenia bajka Disneya. Co ja mogę poradzić że nadal wszelkie disney'owskie produkcje uważam za małe arcydzieła? I szczególnie wraz z młodszymi członkami rodziny zdarza mi się je oglądnąć? ;)
  • "Dwa tygodnie na miłość" - przyjemna komedia romantyczna, nie porywa, jednak momentami naprawdę można się uśmiechnąć. Niezmiernie podoba mi się obsada - Sandra Bullock wraz z Hugh Grant'em w rolach głównych.
  • "500 dni miłości" - kompletnie inne spojrzenie na komedie romantyczne. Sam motyw może już przerobiony, jednak podany w całkowicie nowej, odświeżonej formie, z którą dotąd rzadko się spotykałam, może nawet nigdy? Przede wszystkim brak happy end'u jako takiego oraz przeskakiwanie bez ładu i składu po 500 dniach dawnego związku. Warto zobaczyć.

Z wszelkich innych zmian tematu:

Zakochałam się we włosach tej pani po prawej... Fryzura, kolor, długość... Wszystko! Mimo że zazwyczaj po prostu nie lubię koloru rudego, to u wszystko współgra ze sobą idealnie...

(wszystkie zdjęcia pochodzą z tumblra)

A pani po lewej ma włosy zjawiskowe, kolor jest cudny, mimo że nigdy nie odważyłabym się na podobny. Ciekawa jestem waszego zdania - czy choć jednej z Was podobają się właśnie takie sztuczne kolory? Nie zrozumcie mnie źle - nie podobają mi się kolory sztuczne aż do przesady, spalona platyna, neonowa czerwień, zieleń, czy paskudny fiolet na głowie. Jednak pastele, umiejętnie dobrane, wydają mi się prześliczne.

I niedługo wpadnę do Was z moim nowym odkryciem, płynem do kąpieli na który nawet nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie intensywne poszukiwania maski BingoSpa w Tesco, której, nawiasem mówiąc, nie znalazłam. Stał na najniższej półce, nie zachęcał opakowaniem, po cenie zbyt wiele nie można się było spodziewać; obiecywał dużo, a mimo to się sprawdził - po pierwszym użyciu dokuczliwe  podrażnienie i swędzenie skóry na plecach minęło, z każdym kolejnym jest coraz lepiej. Ciekawa jestem, czy to wiara w obietnice (miał wspomagać ochronę skóry poprzez naturalne prebiotyki), czy znalazłam swój ideał :D ale o tym niedługo,
P.S: Jak to jest, że często właśnie takie niepozorne kosmetyki dają takie dobre efekty?

Miłego wieczoru Wam życzę :)

środa, 6 marca 2013

TAG - Liebster Blog Award po raz drugi i trzeci :) i czwarty!


TAG z pewnością kojarzycie i znacie, także pokrótce powiem, że zostałam nominowana przez Lucy oraz Asię B a także Seanaith. Dziękuję Wam serdecznie! :) Część z Was może już kojarzy, że na moim blogu pojawiły się już odpowiedzi na pytania zadane mi przez Joannę (dla ciekawych, KLIK). Zdziwiła mnie jedynie zmiana loga akcji, poprzednie było bardzo sympatyczne, chociaż temu również nie mam nic do zarzucenia :)

Przypomnę zasady - Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Pytania od Lucy :)

1. Twoje motto?


Dosadne ale mimo wszystko optymistycznie :D 


2. Dlaczego założyłaś bloga?

W przypływie nagłej intencji twórczej i w obliczu porażającej nudy, także żeby mieć miejsce na swoje zapiski i móc łatwo do nich wracać, a później jakoś tak się wkręciłam.

3. Coś co najbardziej działa Ci na nerwy?
Jak kierowca z mojej ukochanej linii tramwajowej zamiast być o przystanku o 7:44 jest na nim o 7:36, i mogę tylko mu radośnie pomachać przez dwa skrzyżowania, bo dopiero wychodzę z bramy :)


4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Wymieniłabym tu gotowanie, jedzenie, spędzanie czasu z bliskimi mi osobami, przeglądanie blogów... Ale tak najbardziej to wylegiwać się w gorącej wannie i spać :)


5. Zima, lato, wiosna czy jesień?
W aktualnej chwili marzę tylko i wyłącznie o lecie...

 ...i WAKACJACH!

6. W jakie miejsce chciałabyś się udać?

Tu, tu, tu i tu. Nie wiem gdzie te miejsca się znajdują, nawet w najmniejszym przybliżeniu, ale TAM chcę być.


7. Piosenka do której masz jakiś sentyment?


8. Najlepsze lekarstwo na zły humor?
Mocne przytulenie, ewentualnie lody waniliowo-orzechowe :)
 A razem połączone to już combo, smutek nie ma szans :D

9.  Gdybyś mogła zmienić w sobie jedną rzecz co to by było?
Moja skłonność do przejmowania się wszystkim i brania tego zbyt poważnie do siebie.

10. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
"Król Lew"! Nie, nie, czekaj... Może "Mała Syrenka"? Ale przecież "Piękna i Bestia" też była cudowna... I nie mogę oczywiście zapomnieć o Królewnie Śnieżce... No ja nie wiem :c


11. Ulubiona słodycz?

Daimy, ubóstwiam je! Mistrzostwo smaku! Dobrze tylko że krucho z dostępnością, bo inaczej nieciekawie by się to dla mnie skończyło :p
_______________________________________________________________________

Pytania od Asi B :)


1. Co robisz, gdy nikt nie widzi? 

A to podchwytliwe pytanie ;d pierwsze co mi przychodzi na myśl to "zmywam makijaż i robię koka na czubku głowy", ale po dłuższym zastanowieniu stwierdzam że objadam się zachomikowanymi słodyczami :c


2. Myśl, która nie daje Ci spokoju? 
"Kiedy wreszcie przyjdą te buty, no kiedy, kiedy?" - jestem strasznie niecierpliwa jeśli chodzi o zakupy przez internet :D od dwóch godzin ta myśl zamieniła się w "jeeej, naprawdę fajne". Miętowe trampki awansowały już na miejsce moich ulubionych butów :D

3. Nuta, która ostatnio zawładnęła Twoim umysłem? 


4. Po co Ci ten blog? 

Żeby dzielić się z Wami moimi przeróżnymi przemyśleniami, prostymi sposobami czy uwagami; także żeby dokumentować swoje postępy jeśli chodzi np. o włosomaniactwo (przyglądając się po kilku miesiącach swoim zdjęciom, ma się naprawdę sporo radości, zauważając poprawę ich stanu :))

5. Postać z bajki, z którą się utożsamiasz? 
Królewna Śnieżka :D  Ktoś mnie kiedyś opisał w bardzo charakterystyczny sposób, mianowicie, że w pewnym czasie nie zwracałam uwagi na nic, co się dzieje koło mnie i bujałam w obłokach - o... Chmury... O, sarenka, patrz! O... Jakie ładne... - poza tym też jestem bardzo blada.

6. Ktoś, na kim zawsze możesz polegać? 
Mój chłopak oraz moja najbliższa przyjaciółka, oboje bardzo mnie wspierają i podnoszą na duchu, nawet jeśli chodzi o najgłupsze sprawy, ale kiedy trzeba w ostrych słowach sprawią że wezmę się w garść i przestanę pochlipywać ;) 

7. Co Cię najbardziej denerwuje? 
Wspomniany już w odpowiedzi do pytania zadanego przez Lucy pan maszynista z wiecznie-przyjeżdżającego-wcześniej-tramwaju, a także niewywiązywanie się ze złożonych obietnic, robienie czegoś na odwal się (zostałam niedawno podsumowana jako nieuleczalna perfekcjonistka, niekiedy to niestety irytujące), głupota, chamstwo czy brak kultury. 


8. Kosmetyk, bez którego nałożenia nie wychodzisz z domu? 
Nie powiedziałabym, że nie wychodzę z domu, do sklepu mogę biec bez makijażu, ale na co dzień takim kosmetykiem, czy wręcz zestawem, jest krem bb + puder.


9. Film, na którym sie ostatnio wzruszyłaś? 
 REC 3. Seriously :D A tak rozwijając tą myśl - wzruszam się na bardzo wielu filmach, nie pamiętam ostatniego. Być może było to "500 dni miłości", albo "Forrest Gump". 

10. Miejsce, za którym tęsknisz? 
 Tatry (mam nadzieję, że w tym roku uda mi się tam wrócić i znów najpierw z wyprzedzeniem planować trasy, później pakować się, i wreszcie iść od schroniska do schroniska; niekiedy strasznie narzekając, ale myśląc o gorącej herbacie która tam będzie na mnie czekać...).


11. Moment w życiu, który chciałabyś powtórzyć?
Nie ma takiego. Wychodzę z założenia, że nie ma sensu wracać do tego co było, z pewnością czeka na mnie jeszcze wiele wspaniałych chwil w przyszłości :) W tej chwili jedynie tęsknię za gorącym, dusznym letnim popołudniem spędzanym na działce, z rozłożonym basenem z zimną wodą, kocykiem... I poszukiwaniami sklepu by kupić ziemniaki i upiec je w ognisku. Ale już niedługo :)

_________________________________________________________

Pytania od Seanaith:


1) Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie - co by to było?

Nie mam pojęcia. Pytanie trudne i nie umiem udzielić na nie odpowiedzi od razu. Oczywiście, pewnie powinnam jak wszystkie Miss odpowiadać 'pokój na świecie', jednak sądzę że mimo wszystko wykorzystałabym taki przywilej w bardziej wygodny dla mnie i dający mi korzyści sposób. Życie.

2) Gdzie chciałabyś być/żyć za 10 lat?

Uznajmy że nieważne gdzie, ważne z kim :)

Chciałabym wyjechać z tego kraju i znaleźć sobie ciche, ustronne miejsce za granicą. Znaleźć pracę. Za 10 lat... Prawdopodobnie mieć mieszkanie, o wybudowaniu domu pomyślę później. Nie wiem.

3) Kto jest Twoim najlepszym przyjacielem?  Kobieta/mężczyzna? Ktoś z rodziny?


Kobieta, wzrostu 160 (nie będę się kłócić, że mniej :p), kochana, z reguły wyrozumiała i troskliwa, ale dla większości bardzo ostra, a przede wszystkim niesamowicie oddana.


4) Ulubiona bloggerka/blog, którą najchętniej odwiedzam...?


Prawdopodobnie Anwen, to od niej zaczęło się moje zainteresowanie pielęgnacją włosów :) również przyszła mi na myśl BlondHairCare.


5) Ulubiona gra z dzieciństwa? (karciana, planszowa, na świeżym powietrzu, komputerowa)


Makao, do teraz moja ulubiona gra na wszelkiego rodzaju wyjazdach, gdy nie ma co robić. Z planszówek niedomiennie wygrywa Eurobiznes, chociaż nie pamiętam żebym kiedykolwiek wytrwała do końca rozgrywki... Jako dzieciak najczęściej na dworze chodziło się po drzewach i tam spędzało dnie. A gra komputerowa? A co, jeśli powiem że Sacred, oglądane zza pleców taty...? :D


6) Ulubiona forma spędzania wolnego czasu?

Leniuchowanie, w jakiejkolwiek formie. Najlepiej z dobrą książką/filmem, jeśli druga opcja, to bliską mi osobą obok, gorącą czekoladą lub lodami :D

7) Wymarzona praca (teraz lub w przyszłości)    


Zastanawiam się nad medycyną, następnie specjalizacja... I tu się zaczyna problem. Na pewno nie chirurg, zastanawiałam się nad pediatrą, dermatologiem, psychiatrą. Ewentualnie iść dalej w kierunku studiów związanych z biologią/chemią, i zdecydować się na dietetykę lub kosmetologię, jednak gdy patrzę na ilość chętnych... 

8) Najmniej przyjemne zajęcie domowe?

Nienawidzę odkurzać :o

9) Książka, którą mogę całym sercem polecić innym osobom, to...?

Książka która ostatnio spowodowała że siedziałam nad nią do trzeciej w nocy, płakałam co najmniej cztery razy, nieprzerwanym szlochem, a później nie mogłam się uspokoić i stale o niej myślałam. "Baśniarz" Antoni Michaelis. Pisana lekkim językiem, jednak chwytająca za serce i zmuszająca do zastanowienia się przez chwilę, wrócenia raz jeszcze, i raz... Pełna niedomówień. W żadnym wypadku nie ckliwa opowiastka, jest niemal brutalnie szczera i... życiowa. Naprawdę polecam.

"Młoda damo, czy mogę służyć chusteczką. Pani płacze. 
Och, rzeczywiście. Widzi pan, a ja myślałam, że się śmieję. Jak bardzo można się pomylić."


10) Najbardziej irytująca i najmniej lubiana cecha u ludzi?

Najbardziej irytuje mnie egoizm, brak jakiejkolwiek uwagi na dobro innych ludzi; doskonale widoczne w MPK (wiem, uczepiłam się tego tematu, już kończę :p). Najmniej lubiana fałszywość - mało odkrywczo :D

11) Nie mogę żyć bez... ?


Miłości? Przyjaźni? Rodziny? Bliskich mi ludzi? 

Na koniec...

Nominuję:

  • Pannę Pedantkę (http://panna-pedantka.blogspot.com/)
  • Szklaną Kulkę (http://szklanakulka.blogspot.com/)
  • iKę (http://miodowo-malinowo.blogspot.com/)
  • Puszysławę (http://puszyslawa.blogspot.com/)
  • mysterious_a (http://beauty-diary-blog.blogspot.com/)
  • Monikę Ale (http://alechemiczka.blogspot.com/)
  • Mrs.Arbuzową (http://monde-dela-cosmetique.blogspot.com/)
  • pelaskę (http://kosmetyczkapelaski.blogspot.com/)
Wybaczcie, uznajmy że nie umiem liczyć do 11, jednak na chwilę obecną tyle przychodzi mi do głowy. :)

Moje pytania:
1. Masz jakieś postanowienia na wiosnę? :)
2. Ulubiona komedia romantyczna? A może nie lubisz tego gatunku?
3. Spotkałaś kiedyś kosmetyk, do którego od początku podchodziłaś ze złym nastawieniem, a później zaskoczył cię swoim dobrym działaniem?
4. Gdzie chciałabyś w tej chwili się znaleźć?
5. Jak wygląda twoja torebka? :D
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Lubisz jak robią Ci zdjęcia? ;)
8. Podróż komunikacją miejską, własnym autem, czy może preferujesz chodzić pieszo?
9. Masz jakieś przedmioty, które zawsze masz pod ręką i nie wyobrażasz sobie bez nich funkcjonowania?
10. Piosenka, która zawsze wprawia Cię w dobry nastrój :)
11. Paznokcie - w jaskrawych barwach, pastelowe, nude, czy może bez lakieru?


niedziela, 3 marca 2013

Włosy w lutym - aktualizacja :)

(Nieco spóźniona, ale ojtam ojtam :))

Miesiąc z życia moich włosów + plan pielęgnacji i zdjęcia.



1) Good & Bad Hair Day

Moje włosięta w dniu przedwczorajszym. Można uznać że to taki good hair day :D

Całkiem zdyscyplinowane, końcówki oczywiście żyją własnym życiem, wijąc się i stercząc niczym piórka, ale ogólnie jestem zadowolona.

Przy okazji również można uchwycić zmianę koloru, którą nie wiem jak obecnie określić. Nie jest to już jasny brąz, jak w jesieni, lecz raczej blond. Normalnie raczej ciemny, w świetle taki o. Plus rude refleksy, nad czym ubolewam (faza zachwytu rudością już mi przeminęła, po wakacyjnym farbowaniu na ognistą czerwień. Kolor zdecydowanie nie dla mnie.)

A tu dla odmiany - bad hair day. Kompletny.     + dlaczego nie mogę obyć się bez suszarki

Włosy umyte, jak zwykle, metodą OMO, Joanną z miodem i cytryną. Następnie maska na głowę (Scandic Line, bananowa + hydrolizat keratyny) i siedzimy w ciepłej wannie pół godziny. Dalej jak zwykle - delikatnie osuszamy ręcznikiem, zostawiamy do podeschnięcia, rozczesujemy Tangle Teezer. Ale później zostawiłam je do samodzielnego wyschnięcia, zamiast jak zazwyczaj to robię, wysuszyć je zimnym nawiewem suszarki. Efekt widać. 
(i tak, wiem, że spora część blogerek uważa, że suszarka to zło wcielone - ale taką najprawdziwszą włosomaniaczką nie jestem i widzę jakie efekty jej niestosowanie zostawia na moich włosach, więc nie umiem się z nią rozstać).

I tak w sumie, patrząc teraz na ten kolor, stwierdzam że zdecydowanie bardziej wolę ten rozświetlony słońcem, i może nawet się do niego przekonam :D

Jedyny szkopuł w tym, że włosy mimo okropnego wyglądu, puszenia się i nieukładania są strasznie milusie w dotyku. No to ja już nie wiem. 


2) Porównanie z poprzednim miesiącem. Przyrost - jaki, dlaczego, i czemu tylko tyle?


Zasadniczo - nie widzę wielkiej różnicy. Są może minimalnie dłuższe, ale niewiele. Zresztą nic dziwnego - w tym miesiącu odpuściłam sobie wszelkie suplementy; o Jantarze, mimo przelania go do butelki z atomizerem która jest z pewnością wygodniejsza w użyciu, całkowicie zapomniałam. Calcium Pantothenicum nie kupiłam, podobnie jak skrzypu. Płukanek z ziół użyłam może 5 razy. Jakoś w zeszłym miesiącu skupiłam się bardziej na cerze, chociaż i tu efekty marne, ale będę czekać.

+ nie mam cierpliwości do wyznaczania pasm kontrolnych i mierzenia ich co miesiąc, mam wrażenie że mnie to kompletnie zdołuje :d wolę oceniać na oko i łudzić się, że rosną tak strasznie szybko ;)

Kajam się, i w przyszłym miesiącu buteleczkę z Jantarem postawię na środku biurka, z doklejoną karteczką "użyj mnie". No dobra, może nie. Ale będę pamiętać! Na pewno!

3) Lista używanych produktów.

  • Weszło kilka nowych produktów, ale żaden z nich szczerze mówiąc nie wywołał u mnie wielkiego efektu "wow". Z szamponów tradycyjnie: Joanna Naturia, z miodem i cytryną oraz wersja z zieloną herbatą i miętą. Pewniaki, którym nie mam nic do zarzucenia.
  • Nowością są odżywki: również Joanna, odżywka b/s z lnem i rumiankiem oraz... uwaga, zaskoczę Was... również Joanna! Balsam regenerujący, z miodem i mlekiem. Ale o ile ten pierwszy nastraja mnie całkiem pozytywnie, bo wyraźnie dyscyplinuje moje końcówki, to balsam nie robi nic. Jest bardzo delikatny i lekki, ma przyjemny zapach, liczyłam na to że zostanie na dłużej na włosach, a tu... Czuję się rozczarowana :( oprócz tego dokończyłam Garniera Ultra Doux, z masłem karite i awokado, jednak po tylu pozytywnych opiniach nastawiłam się na coś sporo lepszego. Zwykła odżywka, dobrze wygładza, sprawia że włosy się nie puszą, tyle. 
  • Dodatkowo muszę wspomnieć o masce - Scandic Line, Organic Banana Mask. Jak za tę cenę i pojemność, wydaje się bardzo dobra. Początkowy zachwyt nią nieco osłabł, może dlatego że ładuję ją gdzie się da, używam więc bardzo często a włosy zbyt szybko przyzwyczaiły się do jednego produktu. Bardzo niepraktyczne jest opakowanie; poza tym jest jednak warta wypróbowania. Wygładza, odżywia, zmiękcza włosy. Następnym razem chyba jednak skuszę się na którąś z jej sióstr, kokosową lub kawową.
  • A, no i hydrolizat keratyny, który mimo że przypomina mi zapachem maggi, świetnie spisuje się dodawany do maski :) (o ile nie przesadzę i nie przeproteinuję moich włosów).
I tu mam pytanie do Was - w mojej pielęgnacji nie ma odżywki do spłukiwania, której niesamowicie mi brakuje, jednak gdy jestem w drogerii nic nie przykuwa mojej uwagi. Polecacie coś szczególnego? Fanką Garniera z masłem shea nie jestem, nie toleruję też niczego co ma w sobie silikony. Zastanawiam się też, czy nie lepiej pójść do Tesco i kupić maskę BingoSpa, i stosować do OCM i w sumie wszędzie. 

4) Czego niestety NIE robiłam, choć miałam zamiar?

Jak już wspominałam: nie używałam żadnych suplementów przyspieszających wzrost, wcierek, nie olejowałam włosów. Nie splatałam ich w żaden sposób, lecz ciągle nosiłam rozpuszczone.

Na swoją obronę powiem tylko, że zdarzyło mi się tylko kilka razy je nakremować i raz nałożyłam na nie jogurt o.O ciekawy, choć niezamierzony efekt (machnęłam jakimś cudem włosy przy twarzy podczas nakładania maseczki) :D kilka razy użyłam również płukanek z szałwii, które rzekomo mają pogłębiać kolor włosów. A, i mięta także gościła u mnie, i na twarzy, i na włosach :)

5) Porównanie od początku :)

Podsumowując - jest dobrze :)

Miłego dnia Wam życzę ♥


piątek, 1 marca 2013

Zielona Cera: skusisz się na kiełki? - przepyszna bomba witaminowa.

Jak już mówiłam, w ramach projektu chcę zadbać o cerę nie tylko poprzez używanie naturalnych kosmetyków, ale również chciałabym wprowadzać do swojej diety stopniowo zdrowe dodatki, a wycofując chyłkiem fast foody i przeróżne słodycze. Bez terapii szokowej, raczej posuwając sobie smaczną i zdrowszą alternatywę.

Tak więc przedstawiam Wam... Małe, zieloniutkie, smaczne i pełne wielu cennych dla organizmu składników odżywczych... Kiełki! :)

Teraz pewnie powiecie w myślach taaa, kiełki, bo to ja ich nie widziałam/nie kupowałam, takie tam gadanie. A próbowaliście kiedyś wyhodować je sami? Aby mieć pewność, że na pewno są naturalne i zdrowe; nie przepłacać, sprawić trochę radości młodszym członkom rodziny, czy po prostu mieć trochę zieleni na biurku? :)

     Ja spróbowałam. Początek był prosty - zakupiłam specjalne naczynko do kiełków (ot, takie pudełeczko z wyjmowanym sitkiem) w zestawie z kiełkami rzodkiewki. Zgodnie z instrukcją, nalałam wody (należy ją wymieniać 2x dziennie!), wysiałam nasionka i czekałam... Radość przy obserwowaniu powolnego rośnięcia małych roślinek gwarantowana - a jeśli macie sporo młodsze rodzeństwo, czy też dzieci - uwierzcie, mają one jeszcze większą frajdę, bawiąc się w małego ogrodnika czy też botanika, i pielęgnując swój mały, domowy ogródek :)                                                                                                      Wybrałam kiełki rzodkiewki, bo kupowałam je już od dłuższego czasu i znam ich ostry, wyrazisty smak, bardzo podobny do korzeni rzodkiewek. Oprócz tego są one pełne witaminy C, PP, magnezu, cynku, żelaza, soli wapnia. Podnoszą odporność organizmu, a ponieważ zawierają dużo siarki, wpływają również korzystnie na stan skóry włosów i paznokci (to mnie szczególnie zainteresowało! :)). Jest również dobrym lekarstwem na przeziębienie, mają działanie wykrztuśne i oczyszczają drogi oddechowe i zatoki. 

Efekty? 





Tak więc nieco rozochocona takimi plonami, stwierdziłam że muszę spróbować czegoś nowego :D
Tak więc do mojej kolekcji trafiły mieszanki kiełków: 
  • regenerująca (nasiona gorczycy, koniczyny, rzeżuchy, rzodkiewki i szczypiorku)
  • azjatycka (nasiona ciecierzycy, fasoli Mung, fasoli Adzuki oraz soi)
  • delikatna (75% lucerna, 25% rzodkiew).
Do tej pory otworzyłam tylko tą ostatnią, mieszankę regenerującą i azjatycką zostawiam na później .Mieszanka delikatna ma o wiele łagodniejszy smak, zgodnie z nazwą - lucerna jest bardzo przyjemna, lekko orzechowa (?) nie wiem nawet jak ją opisać; smakuje świetnie na kanapce z twarożkiem, czy jedzona na surowo sama :D  zawierają około 35% lekkostrawnego białka, żelazo i wiele witamin i związków mineralnych.




Sama uprawa nie wymaga od nas dużo - potrzebujemy tylko nasion (paczuszka mieszanki azjatyckiej kosztowała mnie 2.50zł; zestaw początkowy, czyli tacka+rzodkiewka to wydatek około 10-12 zł); naczynka w którym je wysiejemy, i naszej uwagi dwa razy dziennie do wymieniania wody.
 W zamian za to otrzymujemy własnoręcznie wyhodowane, przepyszne bomby witaminowe, które urozmaicą smak naszych kanapek, zup, czy sałatek.

Ja z pewnością pozostanę wierną ich fanką, i włączę je do codziennej diety :)

A wy - znacie, lubicie, czy może nie przepadacie za kiełkami? :)

 
Obsługiwane przez usługę Blogger.