czwartek, 28 lutego 2013

Denko lutowe.


Luty jest krótkim miesiącem, więc to denko będzie podobne. Znalazło się w nim 7 produktów, chociaż powinno być co najmniej 9; zapomniałam o odżywce Isana z granatem oraz drugim mydełku Furit Kiss o zapachu wiśniowym. Zapraszam do obejrzenia, które kosmetyki udało mi się zużyć w tym miesiącu :)

 
Na zdjęciu powyżej:


  • Garnier Naturalna Pielęgnacja, Odżywka do włosów zniszczonych `Awokado i masło karité`.

Niesamowicie zachwalana w blogosferze, skusiłam się na nią głównie ze względu na te opinie. Jest łatwo dostępna, widziałam ją w każdym Rossmanie, co też ma spory wpływ. Słabe opakowanie (upadła mi pod prysznicem - efekt doskonale widać, pęknięta nakrętka).
Jak dla mnie - przeciętna, nie robi nic specjalnego z moimi włosami; owszem, wygładza i dobrze wyglądają, jednak nie jest to efekt "wow". Na rynku dostępnych jest tyle odżywek, że nie sądze żebym kiedyś do niej wróciła. Zwyklaczek. Przy tym, patrząc na skład, który jest bardzo wychwalany, głównym składnikiem jest tu olej palmowy, a obiecany olejek z awokado i masło karite występuje w niewielkiej ilości, za barwnikami. Podsumowując - nie zaszkodziła, ale też nie zachwyciła mnie.

raczej nie kupię jej ponownie



  • Joanna, Naturia, szampon z miodem i cytryną.

Gości u mnie niezmiennie od kilku miesięcy, pojawia się praktycznie w każdym denku, więc żeby się nie powtarzać: genialny zapach, słodziutki i miły; ładnie usuwa zanieczyszczenia, nie przesusza.

z pewnością kupię jeszcze wiele razy


  • BeBeuty, płyn micelarny.

Podchodziłam do niego ze sporą dozą nieufności - nie mam nic do Biedronki, jednak kosmetykom marki własnej tego sklepu nieszczególnie wierzyłam. Warto było się przemóc. Nie podrażnił mnie (mimo że udało mi się dokonać tego micelem Bourjois). Dobrze zmywa makijaż, nie ma problemów z eyelinerem ani tuszem do rzęs, chociaż trzeba użyć paru wacików. Jak za tą cenę (niecałe 4 czy 5 złotych) - jestem skłonna to wybaczyć, szczególnie że wydajność jest całkiem niezła. Plus za bardzo praktyczne opakowanie! Do tego przyjemny, delikatny zapach, coś w rodzaju aromatu zielonej herbaty. 

Czy kupię ponownie? Już to zrobiłam!

  • Rexona Women, Sexy 48h Active, Antyperspirant w sprayu.

    Ma piękny zapach, kojarzący się bardziej z perfumami i zazwyczaj niespotykany wśród antyperspirantów; ciepły i słodki. Działanie bez zarzutu; nie podrażnia. Ma bardzo wygodne opakowanie, funkcjonalną blokada i przyjemny dla oka wygląd. Myślę jednak, że z racji tego że lubię testować nowe produkty, prędko znów się nie zobaczymy, chociaż wspominam go miło ;)

    nie wiem czy kupię go ponownie

Z pozostałych denkowych kosmetyków:

  • dwa bardzo podobne do siebie mydła w płynie (dokładniej wkłady uzupełniające).
Pierwsze z nich, o zapachu Mango & Papaya z Balei kupuję niezmiennie od kilku lat - robię większe zapasy gdy wyjeżdżam za granicę i mam dostęp do DMu. Lubię je za niską cenę (zabijcie mnie, ale nie pamiętam ile - 0.65 euro bodajże? Serie limitowane ok. 85. Na pewno mniej niż 1 euro, to mogę przysiąc) oraz wiele wariantów zapachowych (bardzo przyjemne jest również mleko i miód :)). Nie wysusza skóry i nie podrażnia, dobrze oczyszcza, czego chcieć więcej?
Zaś drugie to mydło w płynie Mango & Orange firmy Isana, dostępne w każdym Rossmanie. Zapach jest bardzo zbliżony, również miły. Działanie podobne. Mam tylko wrażenie że konsystencja jest nieco bardziej kleista. Cena to 4 złote, więc wychodzi nieco drożej. Jeśli jednak nie mamy dostępu do niemieckich drogerii, to zamiast zamawiać Baleę, co wyjdzie drożej, wypróbujmy najpierw te łatwo dostępne :)

 Na 100% kupię je ponownie

Na koniec największe rozczarowanie - mydła Fruit Kiss, z Biedronki, które oczarowały mnie pięknym zapachem (zużyłam również wersję wiśniową, jednak opakowanie wyrzuciłam). Słusznie jednak podejrzewałam że działanie może nie być już takie dobre. Mydło bardzo wysusza skórę, podrażnia, powoduje swędzenie - najlepiej nie używać go do mycia ciała. Jeśli stosujemy je do rąk - jest całkiem, całkiem. Cena to złotówka, więc jeśli chcecie wypróbować, niewiele stracicie. Ja do nich nie zamierzam wracać.

Stanowcze NIE

A jak tam Wasze zużycia?

środa, 27 lutego 2013

Poradnik: jak nie robić zdjęć do miesięcznej aktualizacji włosów.

Antyporadnik

Nie próbujcie tego w swoim domu

Krok pierwszy: odzyskaj internet; po upływie godziny przyjmij że zostanie z tobą na stałe, a nie zniknie po 5 minutach jak to mu się zdarzało w tym tygodniu. Uśmiechnij się.
Krok drugi: sprawdź facebooka, gmaila, blogspot, tumblr/twitter, obejrzyj milion obrazków słodkich kociaków, stwierdź że nie masz pojęcia co się przez ten tydzień stało, poprzeglądaj ulubione blogi, porozpaczaj.
Krok trzeci: stwierdź że masz ochotę napisać na blogu, jednak kompletnie nie wiesz o czym. Zrób sobie herbatę.
Krok czwarty: po spędzeniu kolejnych minut na nadrabianiu zaległości w blogosferze przypomnij sobie, że jest koniec miesiąca, a wraz z nim wszędzie pojawiają się posty denkowe/aktualizacje włosowe/obietnice na miesiąc przyszły.
Krok piąty: zlokalizuj aparat.
Krok szósty: przy sztucznym świetle i kompletnych ciemnościach za oknem zrób zdjęcia.

Ta dam!


Tak więc pisze do was nieokreślona brązowowłosa/ciemna blondynka (ostatnio dowiedziałam się że moje włosy w świetle wyglądają na rude!)/ z czarnymi końcówkami i granatową czernią przy skórze głowy. 

Ja się poddaję.

(Prawdziwa aktualizacja włosowa pojawi się za kilka dni, tuż po projekcie denko i najnowszych zachciankach. )

czwartek, 21 lutego 2013

Naturalnie malinowe nawilżenie - recenzja.

Bohaterem dzisiejszego postu jest...

Les Plaisirs Nature, Mleczko do ciała malinowe z Yves Rocher.


Opakowanie

Pierwsze co się rzuca w oczy, to przyjemne dla oka opakowanieJest to butla z mocnego przezroczystego plastiku.  Podoba mi się estetyczna etykieta utrzymana w żywych kolorach. Sam kolor balsamu również zaliczam na plus, choć generalnie stronię od różu. Niestety, mimo że estetyczne, takie opakowanie jest niefunkcjonalne - teraz jakoś sobie radzę z wydobyciem kosmetyku, jednak gdy będzie powoli sięgał dna, będę mieć z tym spore problemy. Teraz dowiedziałam się, że przy zakupie istnieje możliwość dokupienia pompki (za 3 złote), jednak ja kosmetyk dostałam w prezencie i takiego udogodnienia nie posiadam :)

Z tyłu znajdziemy napis:
"Malinowe mleczko do ciała o lekkiej konsystencji, która natychmiast wchłania się, 
pozostawiając skórę miękką i nawilżoną przez cały dzień"

Jak jest naprawdę?

Mleczko ma znakomitą konsystencję, nakładanie go to praktycznie sama przyjemność - ładnie się rozsmarowuje, a po aplikacji nie lepi, nie pozostawia tłustej warstwy, lecz szybko się wchłania. Do tego jest całkiem wydajne - niewielka ilość kosmetyku pozwala na pokrycie sporej powierzchni skóry ;) (na zdjęciu poniżej aktualny stan, używam balsamu, niekiedy na zmianę z oliwką babydream, od końca grudnia). Dodatkowo ładna bladoróżowa barwa.

I coś, co nabardziej mnie zauroczyło w tym kosmetyku - przepiękny, naturalny zapach soczystych malin, zerwanych prosto z krzaczka. Nie czuć tu absolutnie żadnej chemii, zapomnijcie o landrynkowo słodkich pseudo-malinkach :D

Co do działania - obawiam się, że posiadaczki skóry przesuszonej, oczekujące dogłębnego nawilżenia i odżywienia, zawiodą się. Jest to lekki, przyjemny balsam, zapewniający gładkość i przyzwoite nawilżenie skóry, jednak na bardziej przesuszone partie ciała się nie nadaje. Myślę, że będzie znakomity w nieco cieplejszych porach roku, chociaż obecnie, w zimie, także daje sobie radę, jednak moja skóra nie jest szczególnie wymagająca. Poradził sobie z nawilżeniem mojej skóry po biedronkowych mydełkach (swoją drogą, niedługo recenzja...), które bardzo ją wysuszyły i zniszczyły.

Naturalność

W składzie znajdziemy takie dobrocie jak olejek ze słodkich migdałów, aloes, masło shea. Początek składu jest bardzo przyjemny, by po 4 składnikach zaskoczyć silikonem (Dimethicone), a na samym końcu lekko zniechęcić ilością parabenów. Na pocieszenie mamy jednak wyciąg z malin z ekologicznych upraw :)

Dodatkowo - symbol słoiczka informuje że kosmetyk jest zdatny do użycia w ciągu 6 miesięcy od daty otwarcia.


Podsumowując: 

Sądzę, że skuszę się na niego ponownie, chcę się dowiedzieć czy pozostałe warianty pachną równie wspaniale :)
Do kupienia w stacjonarnych sklepach Yves Rocher/w sklepie internetowym. Cena to 20 złotych za 400 ml.


+ lekka konsystencja, ładnie się wchłania
+ przyzwoity skład
+ cudowny zapach
+ spełnione obietnice producenta
+  nawilżenie w stopniu zadowalającym dla nie przesuszonej skóry 
+ cena adekwatna do jakości

+/- nie dla posiadaczek suchej skóry

- niefunkcjonalne (chociaż ładne) opakowanie (można jednak dokupić pompkę za 3 złote)
- parabeny w składzie.

Czujecie się skuszone, czy może macie swoje balsamy, którym jesteście wierne? :)


środa, 20 lutego 2013

Naturalne kąpiele - jak wykorzystać to, co mamy pod ręką, by uprzyjemnić sobie wieczorny relaks?


Jak urozmaicić kąpiel nie za pomocą przepięknie pachnących płynów do kąpieli, które niestety mogą wręcz szkodzić naszej skórze, lecz stosując domowe, naturalne triki, które przy okazji nawilżą i odżywią nasze ciało; stosując to, co zazwyczaj mamy pod ręką?

Poniżej podaję kilka propozycji, które u mnie sprawdzają się świetnie :)

Siemię lniane dobre na wszystko!    


Ja taką najczęściej funduję sobie przy okazji stosowania maski z siemienia na włosy - przy okazji kładę ją też na twarz (pięknie nawilża i uspokaja cerę), smaruję też dłonie, dekolt, ręce. 
Resztę pozostałego żelu (a zazwyczaj gotuję pełen garnek...) wlewam do wanny, i tak siedzę ok. 20-30 minut. Skóra przestanie swędzieć, będzie nawilżona.

Kąpiel w ziołach

Wysilmy wyobraźnię :) 
Nagietek będzie idealny dla skóry wrażliwej, przesuszonej i swędzącej. Jeśli chcemy się zrelaksować, odpocząć, uspokoić: lawenda, melisa, kozłek lekarski. Na problemy z zasypianiem wybierzmy lawendę, rumianek, kwiat lipy, majeranek, wrzos, macierzankę. Jeśli potrzebujemy pobudzenia i orzeźwienia: mięta, szałwia, macierzanka, rozmaryn, rumianek (dwa ostatnie pomogą nam też przy stanach zapalnych skóry).

A co powiecie na kąpiel solankową?

Nie ufam solom zapachowym, które oprócz tego że pięknie pachną i umilają kąpiel oraz zabarwiają wodę, często nie robią nic dla mojej skóry, a wręcz ją wysuszają. Zamiast tego wolę zrobić własną kąpiel solankową. Potrzebujemy tylko wybranej soli (sole Bocheńskie, Kłodawskie, Zabłocka jodowo-bromowa czy z Morza Martwego), lub wypróbujmy sól morską jodowaną, którą możemy dostać w zwykłym spożywczaku - zawsze to jakaś odmiana, a jeśli nam nie będzie pasować, wykorzystamy ją w kuchni. Proporcje to zazwyczaj szklanka soli morskiej na wypełnioną wodą wannę. Możemy przy okazji wykonać peeling całego ciała, a następnie zanurzyć się na kilka minut w gorącej, słonej wodzie :) taka znakomicie wspomagają relaksację olejki eteryczne.
Co dają takie kąpiele? Oczyszczają nasz organizm z toksyn, a w zamian dostarczają wielu potrzebnych minerałów. Skóra zyskuje nawilżenie, napięcie, elastyczność.
Pamiętajmy tylko by po kąpieli nałożyć balsam na nasze ciało - składniki zawarte w nim lepiej wnikną w skórę.

A może krochmal?

Wykrochmalmy siebie! ;)
Przede wszystkim to ulga dla alergików, łagodzi objawy AZS, koi skórę małych niemowlaków. Może lekko wysuszać, dlatego niezbędne jest dobre nawilżenie po kąpieli. 
Przepis? Na około litr wody potrzebnych jest 5 łyżeczek mąki ziemniaczanej. Rozrabiamy je w odrobinie zimnej wody, a następnie wlewamy do gotującej się wody w garnku. Następnie przygotowujemy kąpiel, a po wlaniu krochmalu odczekujemy 10-15 minut (odparuje z niej część chloru). 

Jak Kleopatra - kąpiel z  mlekiem i miodem.

Co prawda nie oślim, ale... Dowolne proporcje, nie widzę sensu zużywania całej szklanki miodu na kąpiel, ale litr mleka i po 2 łyżki miodu i ewentualnie oliwy brzmią już sensownie. Skóra będzie wygładzona, nawilżona i natłuszczona.


Także weźmy ze sobą książkę (chyba że nie zgadzacie się na takie bezczeszczenie ich), zapalmy kilka świeczek, dodajmy olejki zapachowe i zanurzmy się w ciepłej, odprężającej kąpieli. :)

Miłego wieczoru ;*

poniedziałek, 18 lutego 2013

I krok - moja (zmierzająca ku naturalnej) pielęgnacja twarzy,

          W I kroku przedstawiam Wam moje zestawy do pielęgnacji twarzy. Staram się, by były jak najbardziej naturalne, w odstawkę idą wszystkie kosmetyki, które są drogie, a robią tyle co nic, oraz wszelkie kremy w których głównie występuje parafina i gliceryna.
          Dodatkowo zestaw który ma mi pomóc w oczyszczeniu mojej cery: Effaclar K + tonik pichtowy, którego efekty widziałam już na kilku blogach, i stwierdziłam że koniecznie muszę wypróbować :)



Nie do końca naturalne, niemniej jednak stosowane dalej - czarne.
Również używane od jakiegoś czasu, naturalne - na zielono.
Mam zamiar wprowadzić - na zielono + podkreślenie.


Ranek

  • oczyszczanie: mydło Aleppo / Babydream uniwersalny żel do mycia.
  • tonizowanie: domowy "hydrolat" pietruszkowy / domowy tonik szałwiowo-miętowy /
              woda ryżowa (?) / hydrolat miętowy lub melisowy (w razie zastrzyku gotówki szykuje się zamówienie na ZSK :)) 
  • krem: Apis żurawinowa witalność
+ makijaż (najczęściej kremy BB z dodatkowymi filtrami UV)

Wieczór

  • demakijaż: Be Beuty, płyn micelarny.
  • oczyszczanie + tonizowanie: jak rano / ew. tonik pichtowy
  • odżywianie: olej lniany/z nasion czarnej porzeczki/babydream fur mama + kwas hialuronowy
             lub krem Apis żurawinowy (co drugi, trzeci dzień Effaclar K)
Specjalne

  •  peelingi: z czarnej porzeczki / korund / domowa maseczka-peeling z płatków owsianych
  •  maseczki: z białej glinki / ze spiruliny / z płatków owsianych / z siemienia lnianego
  • miejscowo: Sudocrem, maść cynkowa.

       Zastanawiam się również nad wprowadzeniem kwasów, jednak nie mam z nimi żadnego doświadczenia i mówiąc szczerze nieco się boję. Myślałam nad niskim stężeniem kwasu mlekowego na początek; jednak z pewnością muszę się doedukować w tym kierunku (jeśli któraś z Was może podzielić się swoimi doświadczeniami, będę niezmiernie wdzięczna! :)).

     Przedstawiany przeze mnie program pielęgnacji jest prosty, tani i łatwy do wprowadzenia. Nie wciskam tu na siłę niepotrzebnych produktów; stawiam na te mi znane i lubiane, bąź te o których sporo słyszę w blogowym świecie i wydają mi się warte wypróbowania. Nie bazuję na drogich kosmetykach; stawiam raczej na minimalizm i zapewnienie skórze subtelnej równowagi; nie przepakowywanie jej chemią ;)

sobota, 16 lutego 2013

Projekt: zielona cera :D - czyli naturalna pielęgnacja.

Dziś przymierzę się do tematu dbania o siebie z innej strony :)

Oczywiście, każda z Nas lubi wyglądać ładnie, kładziemy zazwyczaj spory nacisk na naszą urodę. Myślę, że spora część blogerek może nazwać się, chociażby w pewnym stopniu, włosomaniaczkami, czy też ceromaniaczkami :) więc co robimy aby wyglądać pięknie? Stosujemy w różnorodne kosmetyki, których ilości mogą szokować; ciągle znajdujemy nowe, które koniecznie musimy przetestować, bo może to ten, jedyny; szukamy kosmetycznych nowinek....

A co z prawidłowym odżywianiem?

        Czysto hipotetycznie: czy nawet bardzo dobry krem za kilkaset złotych, wklepywany jak co dzień w twarz jednocześnie przy jedzeniu hamburgera i zapijaniu go colą (+ otwarta paczka chipsów obok) sprawi że będziemy miały idealną cerę?
        Przyznam się, że ja mam z tym problem. Przecież fast foody tak kuszą, szczególnie gdy jest się zabieganym, i nie ma jakoś czasu by wziąć się za gotowanie obiadu - łatwiej wpaść po szkole do KFC,  zamówić zestaw z dolewką - do kolacji jest się sytym. Tylko co z cerą? Ano, protestuje, dobitnie pokazując że takie traktowanie jej nie odpowiada. Objawia swój manifest w postaci wysypu niedoskonałości na twarzy, co nie jest szczególnie prze mnie podążanym efektem :x żąda warzyw, owoców, sporej ilości wody.

Niesamowicie dały mi do myślenia dwie historie.

 Pierwsza z nich, to może Wam znana, opowieść Narviki. Wspaniały przykład, podnoszący na duchu (niesamowita zmiana!). A drugi? Blog pod nazwą 'wylecz trądzik'. Autor opisał swoją historię w czterech postach, nie udziela się na blogu, jednak, jeśli sam tekst niekoniecznie do Was przemawia i nie do końca się z nim zgadzacie - w komentarzach można znaleźć wiele odniesień do innych stron, for internetowych, na których można znaleźć wiele wskazówek, porad i pomoc. Zamieszczone są zdjęcia "przed i po" osób, które przeszły na rygorystyczną dietę (zasadniczo - niskowęglowodanowa i bezglutenowa; często też wyklucza się mleko i jego przetwory). Mówiąc krótko - naprawdę duże WOW.

A co z naturalną pielęgnacją? 
Co ze starymi, babcinymi sposobami?
Nie mam zamiaru tu uogólniać - jestem pewna, że spora część osób dawno temu odkryła już wiele domowych hitów, stosowanych już przez nasze babcie. Płukanki z ziół, domowe maski na włosy, olej rycynowy, proste maseczki z płatków owsianych, jogurtu, siemienia lnianego; peeling kawowy....
Muszę też wspomnieć o naturalnych kosmetykach, jednak głównie chodzi mi, o wykorzystywanie tego, co mamy w zasięgu ręki. 

Nie musimy wydawać mnóstwa pieniędzy, by cieszyć się piękną cerą.
Z własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, że obecnie moja buzia wygląda o wiele lepiej, przy przejściu na bardziej naturalne metody pielęgnacji; niż 2 lata temu, gdy podrażniałam skórę na okrągło agresywnymi żelami 'do skóry przeciwtrądzikowej', i smarowałam na noc przeróżnymi maściami zapisywanymi przez dermatologów  (Epiduo, Differin, Skinoren... Już nawet nazw nie pamiętam.) - oczywiście rano zastając widok cudownie łuszczącego się naskórka.

Stąd też mój pomysł na projekt - w najbliższych kilku miesiącach zamierzam powoli, stopniowo przestawiać się na naturalną, "zieloną" pielęgnację. 
Pozostaje tylko problem, jak go nazwać. Na razie moim faworytem jest "zielona cera", niemniej jednak jest to...hmm, żeby nie powiedzieć dziwna... NIETYPOWA nazwa :D macie jakieś inne pomysły?

        Nie zamierzam wprowadzać szybkich zmian, raczej powoli, nieinwazyjnie i po cichutku zmieniać swoje przyzwyczajenia dotyczące kosmetyków i odżywiania; wybierać naturalne metody pielęgnacji cery. 
        Pierwszy krok już uczyniłam - jest to zamiana żeli oczyszczających z SLS na mydełko Aleppo, stosowanie 'domowych hydrolatów', płukanki i kąpiele ziołowe. Zamierzam wprowadzić także stosować zioła wewnętrznie i powolutku wprowadzać zdrową żywność do swojego jadłospisu. 

Zobaczymy, jak mi wyjdzie :) trzymajcie za mnie kciuki!




czwartek, 14 lutego 2013

Moje kosmetyczne dziwactwa i sekrety - ujawnione :)

Zacznę nieco humorystycznie, a więc... "okiem faceta" - czyli odpowiedź mojego chłopaka na pytanie, czy mam według niego jakieś dziwactwa kosmetyczne, których nie rozumie. Chcecie poznać odpowiedzi?


- Hydrolat do twarzy! Co to jest?
- Płukanka do włosów?! I co to jest wcierka? Po co Wam to?
- Nie mam pojęcia po co Wam tyle kremów.
- Maski. Co to, po co to jest w ogóle, kto to wymyślił?
- Malowanie paznokci. Ten zapach jest absolutnie ohydny.

A teraz przejdziemy do moich prawdziwych kosmetycznych sekretów... Serdecznie dziękuję autorce bloga Chwila dla siebie, która zaprosiła mnie do uczestniczenia w TAGu :)

1. Kąpiele...

Namiętnie przesiaduję w łazience. Kąpię się dwa razy dziennie - rano, od razu po obudzeniu wskakuję pod prysznic by nieco się ożywić; myję też wtedy włosy (wiem, wiem, to złe i nie powinnam później używać suszarki, ale w tygodniu niestety najczęściej to właśnie robię - nie lubię swoich włosów po nocy, wydają mi się przyklapnięte, nieświeże, źle się układają). 
Wieczorem zaś robię sobie relaksującą kąpiel, najczęściej z jakąś książką, i eksperymentuję z wszelkimi nowinkami, maskami i domowymi sposobami i przepisami na piękną cerę/ciało/włosy (kąpiel w krochmalu, z żelem lnianym, ziołach, własnoręcznie zrobioną solą, mam zamiar robić też kule), maseczkami, peelingami, ot takie spa.


Przy tym uwielbiam wszelkie domowe, babcine sposoby na poprawienie urody: maseczka-peeling z płatków owsianych przykładowo jest jak dla mnie mistrzostwem :)

2. Nie jestem do końca włosomaniaczką.

Owszem, sprawdzam składy moich masek/odżywek do włosów i szamponów i staram się wybrać jak najlepsze, wzbogacam je. Prostownicy/lokówki nie stosuję, hydrolizat keratyny uwielbiam, jednak... No właśnie, jednak.
  • Używam szamponów z SLSami. Nie przeszkadzają mi, moje włosy je lubią. Czase zdarza mi się umyć włosy szamponem dziecięcym, jednak niezbyt często. 
  • Suszę włosy prawie codziennie suszarką. Chłodnym nawiewem, ale jednak.
  • Rzadko mam czas, by stosować maski na włosy na godzinę/półtorej. Zazwyczaj jest to 10 minut, zwykle jednak około pół godziny.
  • Nie mam zbyt rozbudowanego zapasu/kolekcji odżywek i masek. Stan na dzień dzisiejszy: odżywek: 1 + resztka, masek: 1.
  • Ciągle staram się zapuszczać włosy, stosuję wcierki, jednak często w przypływie kaprysu czy chwili podcinam je dosyć mocno, później znów 'zapuszczam', idę do fryzjera i koło się zamyka... 

3. Makijaż? No cóż...

Nie potrafię zrobić kreski eyelinerem - moja największa zmora! 

Zawzięłam się i kupiłam wczoraj w Rossmanie eyeliner w pisaku (Coty, Miss Sporty, Cat`s Eyes). Trenuję i mam nadzieję że niedługo będę mogła wyjść do ludzi :D
Poza tym mój makijaż to zwykle make up no make up - używam go do zakrycia niepożądanych wyprysków, ujednolicenia koloru cery, ukrycia skaz ;) Zwykle to podkład/bb krem, korektor i puder, ewentualnie tusz do rzęs. Zazwyczaj jest on więc delikatny i niewidoczny, moi znajomi a nawet mój chłopak niekiedy nie mają pojęcia czy jestem umalowana.


4. Perfekcjonistka - manicure.

Nie umiem mieć pomalowanych paznokci dłużej niż 2 dni. Najczęściej po prostu nudzi mnie, mam też tak, że gdy tylko widzę jakieś odpryski czy skazy - zmywam je. Potrafię też w jednym tygodniu każdego dnia mieć paznokcie w innym kolorze, a później przez miesiąc tracę zainteresowanie i moje pudełko z lakierami idzie w odstawkę. Gdy maluję paznokcie muszą być perfekcyjne, idealnie domalowane, bez smug itd. - często wychodzi to tak, że męczę się nad nimi i zmywam gdy tylko coś mi nie pasuje.

5. Unikam słońca

Nie lubię się opalać i nie zamierzam. Mam bardzo jasną cerę, wręcz porcelanową (szczególnie widać to właśnie w zimie; niekiedy ciężko jest mi znaleźć odpowiedni podkład czy korektor), a każde wyjście na słońce i opalanie się bez odpowiedniej ochrony kończy się u mnie spaleniem na raczka i płatami skóry schodzącymi z ciała. Podziękuję, trzymam się moich filtrów SPF 30, szczególnie na twarz i ramiona i siedzenia w cieniu; od jakiegoś pół roku używam także kremów na dzień z filtrem. 

+ niezrozumiane głównie przez moją rodzinę - dlaczego trzymam kosmetyki w lodówce? :D mowa głównie o hydrolatach, kwasie hialuronowym, hydrolizacie keratyny, paście cukrowej...


___________________________________________________________________

A Wy macie jakieś dziwactwa, niezrozumiane przez innych, bądź sekrety którymi chcecie się podzielić? 


Serdecznie zapraszam do TAGu: Eveline, eM, Pannę Pedantkę, Szklaną kulkę oraz Asię B

Oczywiście, jeśli Wy także macie ochotę się przyłączyć - zróbcie to! :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Nudziak z odrobiną słodyczy.

Dziś nieco niecodziennie. 

Chciałabym pokazać wam, co stworzyłam na moich paznokciach. Zazwyczaj nie lubię ich malować i mam z tym spore problemy; poza tym zawsze jak patrzę na Wasze zadbane, długie, piękne paznokcie mam ochotę schować moje króciutkie i opiłowane. Nie potrafię mieć długich paznokci, czuję się z nimi nieswojo, przeszkadzają mi i są nieporęczne. Poza tym  nawet jeśli naprawdę się uprę, i będę miała długie, to zawsze zdarzy się jakiś nieszczęśliwy wypadek i któryś mi się złamie... Ot, taka dygresja.













Mój manicure jest prosty i łatwy do wykonania. Podstawą jest lakier nude, w tym przypadku P2 Color Victim, odcień 670 - elegant. Nakładam dwie warstwy, czekam aż wyschnie, nalepiam kawałek taśmy klejącej i maluję różowym lakierem miejsce, którego taśma nie pokryła. Tym lakierem u mnie jest Miss Sporty Clubbing Colours odcień 302. 

Na zdjęcia załapał się z cukierniczką-muffinką; jest równie jak ona słodki, prosty, nieco dziewczęcy.
(a tu idealnie widać że u lewej ręki przejścia w rozmiarze różowego paska są płynniejsze, mam niewyćwiczoną rękę ;d)

Czujecie się 'przekonane' czy może to połączenia Was nie zachwyca? Według mnie jest proste a jednocześnie wprowadza nieco świeżości ;)




piątek, 8 lutego 2013

Haul zakupowy - DOZ, Rossman.

Najnowsze nabytki :)

Część zamówiona na DOZie:


  • Apis - Żurawinowa Witalność, krem ujędrniający. (do wykreślenia z wishlisty)
Kupiony głównie ze względu nie na 'oficjalne' przeznaczenie, ale na skład, który jest naprawdę genialny, i niską cenę (13.09 zł) w stosunku do jakości. Czytałam o nim sporo pozytywnych opinii :) na razie użyłam go tylko raz, na noc, i mogę powiedzieć jedynie tyle, że ma nieco dziwną, żelowatą konsystencję, szybko się wchłania i ma piękny, żurawinowy zapach. 

A - i coś co mnie zdziwiło - brak folii zabezpieczającej w produkcie no ok, rozumiem - ale połowy kremu jakby... Nie było. Spora część wylądowała na zakrętce, niemniej jednak minę musiałam mieć niezłą, gdy otworzyłam opakowanie a połowa kosmetyku wyparowała...

Skład: Aqua, Grape Seed Oil, Sunflower Oil, Argania Spinosa Oil/Argania Spinosa Kernel Oil, Glycerin, Carbomer, Cranberry Extract, Aloe Extract, Cetearyl Alcohol & Ceteareth 20, Collagen, Elastin, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Triethanoloamine, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Tocopherol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum, Annatto. 

  • Lawenol - do dezynfekcji...? W sumie skusiłam się na niego ze ze względu na butelkę, która MIAŁA BYĆ z atomizerem, taki też wariant zamawiałam. Nie sprawdziłam dokładnie produktów przy odbieraniu zamówienia, i dopiero po powrocie do domu i otwarciu zorientowałam się że coś mi tu nie gra.  Reklamacji składać nie będę (więcej mnie wyniesie dojazd niż np. różnica w cenie między wariantami opakowania) niemniej jednak trochę szkoda, bo przydałaby mi się buteleczka do której mogłabym przelać np. wcierki.


  • Gliceryna. Spróbuję dodawać parę jej kropel do odżywek/masek, zobaczymy co z tego wyniknie. Cena jest niska, kosztuje zaledwie 2 złote, więc mogę nieco pokombinować.
+ strzykawka - prawdopodobnie będzie zużyta do wcierek, jantara się ciężko aplikuje z butelki.


  • Zioła: liść szałwii (który będę stosowała do płukanek, kąpieli ziołowych) oraz liść pokrzywy (herbatki, płukanki, kąpiele... Znacie jeszcze jakieś zastosowania?)

I część z Rossmana:

  • Joanna, Naturia, szampon z miodem i cytryną oraz z tej samej serii szampon z pokrzywą i zieloną herbatą. Moje ulubione szampony, o pięknych zapachach, dobrej wydajności, znakomicie się spisujące. 

  •  Isana, Nagellack Entferner (Bezacetonowy zmywacz do paznokci). Skusiłam się na niego, mimo że tuż obok stał jego zielony odpowiednik, ze względu na promocję (nie wiem co jest, że zawsze jak widzę te plakietki, choćby przecenione było o złotówkę, zawsze włącza mi się gdzieś takie 'ooo, weź ten, weź ten") , a poza tym nigdy go nie miałam. Na razie zniechęcił mnie do siebie ohydnym zapachem - ja, naiwna, myślałam że będzie miał nieco delikatniejszą woń od zwykłych zmywaczy... - i tym że słabo sobie radził z domyciem kolorowego lakieru. Zobaczymy jak będzie później.

  • Lovely, Magic Pen, Korektor - kolejny z serii "nie słyszałam o nim nigdy, ale wezmę i spróbuję." Mój korektor (Rimmel Stay Matte) któremu jestem wierna drugie opakowanie, skończył się jakiś czas temu. Jedyne, czego w nim nie cierpię, to opakowanie - zawsze mam wrażenie że 1/3 ciągle jest w środku, a ja nie mogę się nawet do niego dostać, no i cena też nie zachwyca. Będąc w Rossmanie chwyciłam więc ten, kosztował jakieś 7 zł. Ma dość nietypowe opakowanie z pędzelkiem, nigdy takiego nie miałam. Odcień jest jasny, na moje oko dobrze stopi się z moją cerą. 


A co myślicie o korektorach Synergen? Wiem że wiele osób chwali pudry tej Rossmanowskiej marki, nie wiem jednak nic o korektorze. Nad nim też się zastanawiałam, jednak ze względu na brak możliwości zobaczenia odcienia zrezygnowałam. Okazało się że dobrze, bo nie wiedziałam że w przypadku tej marki numeracja jest odwrotna, i to 03 będzie najjaśniejszym odcieniem...

Miłego wieczoru ;*

czwartek, 7 lutego 2013

Po wizycie u fryzjera - nie jest źle :D

Dziś króciutko: wpadam do Was pochwalić się nowymi włosami :D


Do fryzjera mam lekki uraz z powodu sporej krzywdy, jaką kiedyś mi zrobił (dwa białe pasma zrobione rozjaśniaczem z przodu głowy - artystyczna wizja z którą musiałam się męczyć dwa lata); dlatego zazwyczaj nie decyduję się na odważne cięcia czy znaczne zmiany. Ot, podcięcie końcówek, powolne zrównywanie cieniowania i zmiana grzywki - z prostej na bok, Podoba mi się, nie powiem. + pani zaproponowała delikatne cieniowanie z tyłu głowy, ale nie na całej długości, tylko dole... Zobaczymy jak będzie jak włosy trochę podrosną ;) na razie jednak jestem zadowolona.
(włosy rano wyglądają tragicznie, może to kwestia światła :o były świeżo myte babydreamem, ale jakoś tak niezbyt fortunnie ułożone)

Swoją drogą - chyba nieco za bardzo poleciałam z końcówkami. Spytałam, ile trzeba by było, żeby usunąć zniszczone końce. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy usłyszałam że nie ma potrzeby! Mimo wszystko zdecydowałam, żeby je podciąć - wyszło jakieś 5 cm. Mówi się trudno, mam jakoś 'lżej na głowie, a włosy odrosną :) stosuję wcierkę jantar, za chwilkę lecę odebrać zamówienie z dozu w który znajduje się m.in. pokrzywa, zastanawiam się jeszcze nad calcium pantothenicum, chociaż nie do końca nie do siebie przekonuje... 

Jakoś tak jestem pełna optymizmu dzisiaj :) ściskam mocno, lecę załatwić parę spraw, a gdy wieczorem znajdę chwilkę czasu biorę się za smażenie oponek... Już czuję ten smak :3

P.S: A wiecie co najbardziej uwielbiam u fryzjera? Masaż głowy w połączeniu z czekoladowym szamponem... Naprawdę cudowne uczucie, tylko za krótko trwa :c


poniedziałek, 4 lutego 2013

Zainspiruj się: motyw moustache na paznokciach.


Co Wy na to?

Motyw moustache, myślę że z pewnością jest Wam znany. Obecnie wydaje mi się wszechobecny - na torbach, kubkach, w biżuterii - pierścionkach i naszyjnikach... Niektóre z nich, mówiąc szczerze, kompletnie mi się nie podobają (np. plastikowe, tandetne czarne zawieszki na długim, kulkowym łańcuszku). Inne - ujmują. Chcecie zobaczyć przykłady?


(osobiście uważam te ośmiorniczki za absolutnie przeurocze i z chęcią bym taką przygarnęła)

Ale ale... odbiegłam już trochę od tematu. O co głównie mi chodzi? 
Ano, o motyw moustache na paznokciach (swoją drogą, jak to brzmi, wąsowy manicure :D).


źródło
źródło

źródło


I krótki instruktaż:


/ gdzie mogłam, podałam źródła, jednak większość zdjęć pochodzi z tumblra/weheartit, gdzie odnośników do prawdziwych źródeł brak. 


Jak Wam się podoba? Urokliwe, czy może przereklamowane? Ja mam niestety za krótkie paznokcie by tworzyć na nich podobne maziaje, chociaż myślę że któregoś dnia stworzę moją niewprawną ręką coś na kształt tego :)


niedziela, 3 lutego 2013

Króciutko, w punkcikach, po kolei :)

(tak, zawsze myślę że to mi się uda :D).


                                   Przede wszystkim - jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? 

Przyznam że ja jestem bardzo zadowolona, nie wiem jednak jakie jest wasze zdanie
 i chętnie poznam waszą opinię na ten temat :) lepiej, gorzej? Co dodać, co usunąć, czego brakuje?

+ bonus :D genialna strona, jeśli chcecie nieco pobawić się szablonem i wyglądem swojego bloga, 
wszystko po kolei, jasno i przejrzyście tłumaczone: KLIK

Odstępuję od imieninowo-miesiącowych postanowień.
Muszę się jakoś zmotywować, ale a metoda niestety nie zadziałała. 
Zamiast tego powstaje nowa strona - 'wyzwania' - zerknijcie na roślinkę z boku :) 
Na razie niesamowicie spodobało mi się wyzwanie happyholic - 21 dni bez narzekania, i chyba się go podejmę.
Na razie trafiła tam moja lista filmów do obejrzenia na najbliższy czas :)

Kojarzycie te mydełka?
Przyznam, że nigdy wcześniej się z nimi nie spotkałam - a zapachy mają cudne - wiśnia jest bardzo słodka, jak cukierek, przecudny zapach! A melon pachnie prawdziwym melonem, nie sztucznym... 
Była jeszcze gruszka, ona jednak miała typowo mydlaną woń. Nie wiem jak się spisze w kąpieli, jednak warto kupić dla samego zapachu :D No i cena - 0,99gr. Gdzie szukać? Biedronka ;)


2.. lub 3 sposoby na poprawę humoru:


Zamiast piekielnych - Wspaniali. Pewnie znacie, ale warto przypomnieć.
Daily Positive Quotes - ja jakoś zawsze mam uśmiech na twarzy, gdy przeglądam tą stronę :)



I na koniec - jak trafiacie na mój blog?

No cóż, nie powiem, nieco mnie to zdziwiło :D
Więcej takich perełek niestety nie mam, a szkoda, bo uwielbiam czytać podobne zestawienia na innych blogach :)


P.S: Widzicie? Dałam radę :D

sobota, 2 lutego 2013

Moje mini-denko styczniowe z dużą ilością 'ale...' :)


Dlaczego mini? Bo w tym miesiącu udało mi się wykończyć zaledwie 5 kosmetyków, więc raczej nie mam się czym pochwalić. Ale w zestawieniu, które przedstawię, nie ma ani jednego bubla! Sporo za to jest zapewnień 'kupię ponownie, ale...' - spowodowane jest to zazwyczaj tym, że chcę wypróbować inne warianty zapachowe, więc nie przestraszcie się ;)


Balea - Bodycreme Cocos 

Bardzo przyjemny krem do ciała o zapachu kokosowym - na początku byłam nim oczarowana, jednak z czasem niestety nieco mi się znudził. Ma na to wpływ pojemność kremu - 500 ml - i wysoka wydajność. Starczył mi na baardzo długo (przyznam się, że nie pamiętam, kiedy go kupiłam, więc dokładnie nie powiem). Skład nie jest genialny, ale też nie tragiczny.
Szybko się wchłania, nie lepi się ani nie pozostawia tłustej skóry (ma bardzo lekką konsystencję) pozostawia miły zapach na skórze, nawilża... Cena również jest fantastyczna, ok. 2 euro - 8 złotych za 0,5 l lekkiej, kokosowej przyjemności ;)
Mówiąc krótko - miły, lekki i przyjemny.

z pewnością kupię ponownieale inny wariant zapachowy

Balea - Pflege Dusche Feigen- und Schokoladenduft




Żel pod prysznic o zapachu figi i czekolady kusił, oj kusił... Bardzo lubię kosmetyki Balei, i zawsze gdy mam możliwość (czyt. jestem za granicą i znajdę chwilkę), kupuję co najmniej kilka żeli - i najczęściej ubolewam później, że nie wzięłam więcej z tych limitowanych edycji, bo są genialne. No cóż, w tym przypadku tak nie jest. 
Co do samego działania, nie mam się do czego przyczepić - jest taki sam jak wszystkie inne Balei - usuwa zanieczyszczenia bez większego problemu, ma dobrą konsystencję, nie nawilża, ale też nie wysusza skóry. Co mi się w nim nie podoba? Coś, na co najbardziej liczyłam - zapach. Gdybym nie znała jego nazwy, nie wiedziałabym czym pachnie - jak dla mnie, jest po prostu słodziutki, lekko sztuczny. Nie czuję ani odrobiny tytułowej figi i kokosa. Szkoda. Niemniej jednak - na żel o innym zapachu z pewnością się skuszę.

kupię jeszcze sporo tych żeli, ale inne rodzaje


ZSK - glinka biała "porcelanowa"

Jedna z najdelikatniejszych glinek, polecana dla skóry delikatnej i wrażliwej. Fantastyczna! - razem z kwasem hialuronowym i hydrolatem/wodą mineralną jest moim absolutnym nr 1 jeśli chodzi o maski do twarzy (pobija nawet spirulinę). Wygładza, poprawia koloryt skóry, łagodzi podrażnienia, zmniejsza pory - buzia po jej zmyciu jest promienna, gładziutka, oczyszczona... Całe szczęście, że widoczny na zdjęciu woreczek to tylko niewielka część mojego zapasiku - została mi jeszcze połowa dużego słoiczka :)

na 100% kupię ponownie

ZSK - hydrolat z róży bułgarski 

Znalazł się w moim pierwszym zamówieniu z tej strony - i od początku oczarował zapachem. Bardzo mocny, słodki, duszący, lekko... pudrowy? Miał działać łagodząco, lekko nawilżająco, tonizować. Przyjemnie ożywiał cerę - stosowałam go jako tonik i dodawałam do przeróżnych masek. Delikatny, odpowiedni dla skóry wrażliwej... Myślę, że zakocham się w hydrolatach :) jednak jest ich tyle do przetestowania, że chyba skuszę się na inny.

nie wiem czy kupię go ponownie, ale z pewnością wypróbuję inne hydrolaty


PharmaTech - Naturalny olejek z drzewa herbacianego

Apteczny specyfik, który sprawdza się genialnie w walce z niedoskonałościami. Działa odkażająco i antybakteryjnie - zasusza wypryski, jeśli nakładamy go punktowo na twarz, możemy także dodawać parę kropel do toniku i przecierać nim twarz; albo dodać do mieszanki OCM. W każdej z tych ról sprawdzał się u mnie znakomicie - a oprócz tego pomaga, jeśli mamy katar, czy opryszczkę.

kupię go ponownie


+ zabrakło tu opakowania po odżywce Alterry; aloes i granat, do której na pewno wrócę. 

Podsumowując - w zeszłym miesiącu miałam mało zużyć, ale za to dobrych :)Ja jestem zadowolona. A Wy jak sądzicie?


piątek, 1 lutego 2013

...14 lutego przyjdź z partenerem do drogerii Rossman, pocałujcie się przy kasie.... - czyli o pewnej akcji.

Hej! :)

Dziś coś, co szczególnie rzuciło mi się w oczy podczas przeglądania rossmanowskiej gazetki. Ciekawe zagranie, nie powiem... A mowa o tej promocji:


Maszynki - jeśli dobrze myślę: to ta w wersji damskiej, wariantu męskiego nie mogę jednak znaleźć na oficjalnej stronie Rossmana. Przecena z 35 złotych na złotówkę jest atrakcyjna, jednak warunek...?

No i ten dopisek - *Za każdy pocałunek - maszynka za 1 zł... :D

Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Skorzystacie z oferty?


 
Obsługiwane przez usługę Blogger.