czwartek, 31 stycznia 2013

Nie tylko w jednym celu... Recenzja: olejek Babydream fur Mama.

Dziś kosmetyk, który z pewnością znacie, chociażby ze słyszenia.
Wielofunkcyjny, sprawdza się nie tylko w tym celu do którego jest przeznaczony :)
Rewelacyjny skład, dobra cena, pierwszorzędne działanie... I tylko jedna wada. Przedstawiam...

Rossmann, Babydream fur Mama, Olejek do pielęgnacji ciała










Zasadniczo, olejek jest przeznaczony do pielęgnacji ciała dla kobiet w ciąży. Ma zapobiegać rozstępom...
Jednak wydaje mi się, że mało kto stosuje go właśnie w tej formie. Ale o tym za chwilkę, zacznijmy od początku :)

Gdzie można go dostać?

Rossmann, w cenie ok. 13 złotych (na promocji - 10zł).

Opakowanie:

(Z tego co wiem, ostatnio zostało zmienione na nieco inną wersję, były to raczej jednak czysto kosmetyczne poprawki; inna czcionka napisów, powiększenie niektórych itd. Jednak zasadnicza wada się nie zmieniła.)

Plastikowa buteleczka pojemności 250 ml w kolorze delikatnego, bladego różu. Przezroczyste etykietki są przyklejone - co po jakimś czasie powoduje nieco nieestetyczne odklejanie się ich. Z boku u góry na opakowaniu są dwa maleńkie motylki - wiem, taki drobiazg, niemniej jednak bardzo mi się spodobał.

Dozownik... To właśnie jest największa (i jedyna) wada tego kosmetyku. Jest niepraktyczne i nieprzemyślane - oliwka rozlewa się po brzegach i ścieka po opakowaniu, które będzie jeszcze dokładniej usmarowane i lepiące, bo żeby wydobyć oliwkę ze środka, musimy je podnieść i ścisnąć. Jeśli ściśniemy za mocno, wystrzeli strumieniem, a później i tak spłynie gdzie chce. Bardzo przydałaby się tu jakaś pompka, jednak w obliczu wszystkich zalet, warto przemęczyć się z dozowaniem ;)

Skład:

Glycine Soja (Soybean) Oil, Prunus Amygdalus (Sweet Almond) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil/unsaponifiables, Simmondsia Chinensis (Jojoba)Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Tocopherol, Parfum.

Krótki, prosty, bez niepotrzebnych 'udogodnień'. Olej sojowy, migdałowy, słonecznikowy, jojoba, macadamia oraz witamina E. Na końcu składnik zapachowy. Ideał!

Działanie:

Uwielbiam go za słodki, przyjemny, ale nienachalny i nie-bobasowy zapach, który pozostaje na skórze. Jest bardzo wydajny (posiadam go od września, stosuję w miarę regularnie, i dalej została mi ok. 1/3 opakowania). Dodatkowo szybko się wchłania, nie jest przeraźliwie tłusty, jak inne olejki które stosowałam - nie ma mowy o lepieniu się przez następne pół godziny :)
A najważniejszym atutem tego olejku jest wielofunkcyjność. Można go zastosować do:

  • nawilżenia ciała - stosuję go po kąpieli i już niewielka ilość wystarczy by ukoić suchą skórę. Napina, wygładza, natłuszcza, odżywia... 
  • po depilacji - fenomenalnie się sprawdza, zero podrażnień i swędzenia.
  • olejowania włosów - był to mój pierwszy olej i wspominam go bardzo dobrze. Wydaje mi się fantastyczny dla osób dopiero zaczynających przygodę z włosomaniactwem (mieszanka olei, mniejsza szansa niż z pojedynczym że okaże się niewypałem i zrazimy się do takiej pielęgnacji) :) Ładnie pielęgnował, odżywiał, wygładzał... Mój zapał do olejowania nieco już ochłonął, jednak nadal lubię go stosować.
  • pielęgnacji twarzy: zdarza mi się użyć go na noc, szczególnie gdy mam bardzo wysuszoną, podrażnioną skórę - rankiem jest miękka, gładka, uspokojona. Słyszałam opinię, że olejek macadamia zawarty w składzie może zapychać, jednak osobiście się z tym nie spotkałam.
  • do masażu i pielęgnacji stóp :) odpręża i ładnie pielęgnuje, szczególnie jeśli posiedzimy z foliowym woreczkiem na stopach; chociaż przyznam, że mimo wszystko akurat pod tym względem wolę kremy.
  • jako bazę do mieszanki OCM - jest doskonały! 
  •  do wszelkich domowych kosmetyków (peelingi czy sole do kąpieli).
Przy tym ma bardzo naturalny skład (porównajmy sobie z oliwką Bambino z parafiną w składzie na drugim miejscu) oraz niską cenę (szczególnie na promocjach, gdzie dostaniemy ją za 10 złotych).

Podsumowując:

+ bardzo naturalny, prosty, przyjemny skład
+ świetny wielofunkcyjny kosmetyk
+ nawilża i odżywia skórę oraz włosy
+ nie powinien zrobić nam krzywdy, jeśli nałożymy go na twarz
+ szybko się wchłania i nie lepi
+ możemy go dodawać do domowych kosmetyków czy mieszanki OCM
+ znakomity dla początkujących włosomaniaczek
+ bardzo wydajny
+ dobra jakość

- niepraktyczny dozownik, przez co całe opakowanie jest zapaćkane

Czy polecam? Jeśli do tej pory go nie miałaś - jak najbardziej :)


środa, 30 stycznia 2013

Nowości w pielęgnacji + wreszcie mam mydło Aleppo :D

Bez zbędnych wstępów: przedstawiam Wam...


Mydło Aleppo 

Od dłuższego czasu interesowały mnie wszelkie wzmianki, jakie mogłam znaleźć o tym mydle. Czytałam sporo opinii, i w większości z nich zdecydowanie chwalono je za to, że znakomicie wpływa na gojenie ranek, koi podrażnioną skórę, oczyszcza i nawilża, jest znakomite dla osób które mają problem z trądzikiem czy niedoskonałościami. Stwierdziłam, że muszę je wypróbować, bo wydaje się idealnym kosmetykiem dla mnie. Zaczęłam się rozglądać i myśleć o zamówieniu go ze strony internetowej. Wyobraźcie więc sobie moją radość, gdy podczas zakupów w Factory zauważyłam na stoisku Organique - właśnie to mydło :)



Moje ma 5-8% zawartość oleju laurowego. Zastanawiałam się nad większym stężeniem, i w sumie do teraz nie wiem czy wybrałam dobrze ;c przekonuję siebie, że lepiej zacząć stopniowo i powoli przyzwyczajać skórę do naturalnej pielęgnacji ;)

Za kostkę 200g zapłaciłam 19.36zł (aktualnie jest promocja na mydła Aleppo -20%)








Maska: Scandic Line - Organic Banana Mask (z ekstraktem z banana) 

Spodobał mi się jej skład (bez silikonów, dodatkowo aminokwasy jedwabiu, pantenol, ekstrakt z banana i kokosa :3), a po otwarciu pokochałam również zapach :) jest obłędny, przypomina bananowe cukierki. Zobaczymy jeszcze jak sprawuje się na włosach, ale z tego co czytałam - większość osób ją sobie chwali :)



Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Propylene Glycol, Solk Amino Acids, Panthenol, Musa Sapientum Fruit Extract, Coconut (Cocos Nucifera) Extraxt, Parfum, Glyceryl Stearate, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Methylisothiazolinone, Methylchloroisothiazolinone.

Za opakowanie 250ml zapłaciłam 9 złotych (informacja dla Wrocławianek - na ulicy Żelaznej, w okolicach Pereca-Grabiszyńskiej, jest ciekawie zaopatrzona hurtownia fryzjerska, która prowadzi też sprzedaż detaliczną. Warto zajrzeć ;))

Z tych nieco mniej wyczekiwanych nowości:



Joanna Naturia, odżywka b/s z lnem i rumiankiem 

Wydaje się obiecująca, nałożyłam ją do tej pory dwa razy i ładnie dyscyplinuje włosy, ale muszę poczekać by powiedzieć o niej coś konkretniejszego :)
Ma ciekawy zapach - na szczęście nie rumiankowy, ale rześki, całkiem przyjemny. 

Za opakowanie 200g - 4.90zł.





I... Płyn micelarny - BeBeauty (Biedronka :D)


Byłam bardzo ciekawa jego działania, jest bez wątpienia ostatnim blogowym 'hitem', tak jak niegdyś laminowanie żelatyną czy ostatnio, może nie aż tak popularny, ale jednak o którym często mogłyśmy przeczytać - żel lniany. 

Sprawuje się całkiem nieźle jak za tą cenę, nie lubię tylko klejącej skóry, jaką po sobie zostawia. Ale to na szczęście po chwili znika. 
Genialne opakowanie - higieniczne, wygodne, bardzo fajny dozownik. Ma również ładny zapach - bardzo podobny do kosmetyków z zieloną herbatą. Nienachalny, delikatny. 
Do tej pory mnie nie podrażnił.
Pojemność 200 ml za 4.49zł - i z pewnością dla wielu ważna jest informacja, że płyn ten jest produkowany przez Tołpę :)


A jakie są wasze najnowsze nabytki? :)

wtorek, 29 stycznia 2013

Duże nadzieje, duże rozczarowanie. Neutrogena - krem do rąk z maliną nordycką.

Neutrogena - Odżywczy krem do rąk z maliną nordycką.

Krem, który od półtorej miesiąca zajmuje miejsce w mojej torebce. Stosuję go odruchowo, machinalnie - nie tylko gdy czuję że moje dłonie są szorstkie. Weszło mi to poniekąd w nawyk :) Co mogę o nim powiedzieć?

Co mówi producent:

"Udowodniono klinicznie, ze unikalna odżywcza formuła kremu współgra z naturalnymi procesami zachodzącymi w Twojej skórze i poprawia 3x poziom jej nawilżenia*. Skóra Twoich dłoni staje się miękka i odżywiona dzień po dniu. 
Lekka, nietłusta konsystencja ma delikatny zapach, szybko sie wchłania. Odpowiedni dla skóry wrażliwej. 

Opakowanie:

Estetyczne, proste. W kolorze białym, przez co niestety np. na moim widoczne są ślady po spotkaniu z długopisem, jako że często noszę go w torebce. Możemy zauważyć, ile produktu nam jeszcze zostało. Plus za praktyczne zamknięcie - z pewnością jest o wiele lepsze niż zakrętka, którą zawsze gubię a potem szukam po torebce czy pokoju. 

Działanie: 

Konsystencja jest lekka, niezbyt gęsta - szybko się wchłania. Pozostawia delikatną powłokę - w żadnym razie nie jest to klejąca, tłusta warstwa - raczej coś w stylu filmu ochronnego. Przypisuję tą zasługę silikonowi (Dimethicone) w składzie. O ile zazwyczaj unikam silikonów jak ognia, to tu jednak dobrze się sprawdzi jako ochrona przed detergentami, wiatrem czy mrozem. Dłonie są więc miękkie, wygładzone, przez dość długi czas - po umyciu rąk także czuję niekiedy tą 'warstewkę'.

Dodatkowo - genialny zapach, który pozostaje na naszych rękach. Mi się bardzo podoba, jest słodki, owocowy, nie męczący. Chociaż widzę tu pewne podobieństwo do arbuza, nie maliny ;)

Ale najważniejsze - czy nawilża i odżywia? Tu zaczynają się schody, bo nie bardzo. Krem ten nadaje się do niezbyt zniszczonych, zadbanych rąk, jednak kompletnie sobie nie radzi, gdy nasze dłonie są suche, spierzchnięte i oczekujemy szybkiej ulgi i pomocy. Nie wygładza także skórek wokół paznokci - z nimi mam zawsze największy problem, a przy stosowaniu tego kremu dalej są jakie są - bolące zadziory. A szkoda, bo oczekiwałam po nim więcej, nie tylko działania 'na chwilkę'.

Skład:

Cena i wydajność:

W Rossmanie za 75 ml tego kremu zapłacimy 15 złotych. Co do wydajności - wydaje mi się, że jest dość wydajny. Niewielka ilość pozwala już na dobre rozprowadzenie po dłoniach ze względu na lekką konsystencję.

Podsumowując:

+ wygodne, praktyczne opakowanie.
+ wchłania się szybko, pozostawiając delikatną warstewkę.
+ nie pozostawia nam wrażenia klejących, tłustych rąk.
+ zapach, jak dla mnie bardzo przyjemny.

- nie za tą cenę.
- działa tylko doraźnie, na chwilkę.
- nie nawilża i nie odżywia.
- nie wpływa na stan skórek wokół paznokci

Z Neutrogeny zdecydowanie bardziej wolę wybrać widoczny na zdjęciu po prawej stronie zwykły krem do rąk i paznokci. Sprawuje się o wiele lepiej, zmiękcza skórki... To już moje drugie jego opakowanie. A jeśli niekoniecznie jesteście przekonane akurat do tej marki - rozejrzyjcie się po sklepowych półkach i kupcie coś z tańszych kremów, które poradzą sobie lepiej. Naprawdę.

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Temu panu już podziękujemy... Porównanie stanu włosów.

Zasadniczo to moja wina - z powodu braku funduszy i większego zaangażowania w ostatnim czasie (i niechęci do wyjścia na  mróz), gdy zobaczyłam że w mojej łazience nie ma już ani jednego szamponu z Joanny - nie przejęłam się tym. 
Pojawił się jakiś nowy, do którego kupna nie przyłożyłam ręki - a co tam, spróbuję. Przecież nic mi nie będzie. 
A skoro szampon jest, to po co się ruszać do sklepu? Mimo że powoli wszystkie moje kosmetyki do włosów sięgały dna...

Podsumowując - 'dbanie' o włosy za pomocą:

 codziennego mycia szamponem Pantene Pro-V aqua light 
+ odżywka Garnier Awokado i masło Karite 
(ew. resztki Alterry granat z aloesem + hydrolizat keratyny) 

(które jakoś usiłowały ratować sprawę)

= to nie jest dobry pomysł. 


Mam przesuszone włosy, końcówki żyją własnym życiem, do tego rozdwo-
 i roztrojone; puszą się, są niesforne, po prostu... Jestem strasznie zła na siebie. 

Zdjęcie po lewej:

14 stycznia; swoją drogą nieco dziwny, zielonkawy kolor ale to chyba przez flesz; 
wygładzone, błyszczące, wyglądają zdrowo. Podobają mi się :3

Zdjęcie po prawej:

dzisiaj (28 stycznia); puszące się, nie do ułożenia, wyglądają na zniszczone. O końcówkach sterczących na wszystkie strony już nie wspominam. Kolor rudawy bo robione rankiem, przy oknie i słońcu. Poza tym faktycznie zmienił mi się kolor - maska Wax ładnie mi go przyciemniła do brązu,a  po odstawieniu przechodzę znów w ciemny blond z lekko rudawymi refleksami.

Winowajca? 

Moje oczywiste lenistwo, niedostateczna pielęgnacja (ale to też przez brak funduszy)... A oprócz tego?
Przedstawiam państwu: szampon Pantene Pro-V aqua light, który "pomaga wzmocnić* cienkie i delikatne włosy nie obciążając ich". (teraz już wiem czemu przy tym słowie jest gwiazdeczka :/)

A oto skład:


I że ja głupia po zobaczeniu SLS i SLES w parze, zaraz po wodzie, nie odstawiłam go w najdalszy kąt półki... 

Działanie:

Genialny jeśli oczekujesz stworzenia siana na głowie. Jeśli oczekujesz od szamponu wysuszenia twoich włosów i doprowadzenia twoich końcówek do złego stanu - jest idealny dla ciebie! Tak, to właśnie ten szampon, "chroniący przed uszkodzeniami spowodowanymi stylizacją"!

A tak serio - znalazłam jeden plus - faktycznie nie obciąża włosów. 

Nie no... Kupiony za ok. 10 złotych na promocji w Rossmannie (pojemność - 400ml). 
Konsystencja dobra, nie spływa, ładnie się spienia. 
Opakowanie ładne, wygodne - widzimy ile produktu zostało; klapka nie odpada co zdarzało mi się przy innych produktach i nic nam się nie wylewa, dozownik jest jak najbardziej ok.

Czy kupię ponownie / czy polecam:

Omijajcie szerokim łukiem :)


P.S: Zaglądałam dzisiaj do drogerii Jasmine w Feniksie, głównie w poszukiwaniu odżywek b/s Joanny (zdobyłam z lnem i rumiankiem!) i masek Kallos. Cena 13 złotych za 275g Kallosa mlecznego to tylko w moim mniemaniu nieco za dużo, czy tak się obecnie mają ceny? Czytałam że zwykle za tyle chodzą te litrowe, a mniejsze można dostać za 5-6 złotych? Wdzięczna jestem za każdą odpowiedź :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Perełki znalezione na DOZie :)

Cześć! ;*


Przeglądając DOZ.pl natrafiłam na kilka ciekawych kosmetyków, które zazwyczaj nie są sygnowane pod znakiem jakiś znanych firm, niemniej jednak przykuwają uwagę - czy to bardzo dobrym składem, czy intrygującą nazwą. Niekiedy mogą nieco śmieszyć :D to swoistego rodzaju 'perełki z DOZu' - niektóre można opisać hasłem 'co warto kupić na DOZie?', o innych rzadko kto by wspomniał. Chciałabym Wam dziś przedstawić dwa z nich.


Pierwszy, to widoczna tu maseczka żeńszeniowa firmy Pulanna. 


Zaciekawiła mnie sama nazwa, później zerknęłam na skład. Na plus liczy się tu wyciąg z żeńszenia, aloesu, właśnie alg morskich oraz retinol. Minusem jest dla mnie alkohol na drugim miejscu po wodzie i parabeny. 

"Maseczka oczyszcza pory skóry i uaktywnia keratynocyty, nadaje skórze świeżość. Całkowicie usuwa brud i złuszczające się obumarłe komórki naskórka, poprawia koloryt, napięcie i sprężystość skóry. Stymuluje metabolizm, zwiększa poziom nawilżenia. Poprawia owal twarzy - działa jak bezinwazyjny lifting"

Pomyślałam, że warto poszukać informacji w internecie - i lekko się zdziwiłam gdy znalazłam jej stronę na wizażu. I tu zdania są podzielone, co ostudziło mój zapał i chęć kupowania teraz-natychmiast. Mianowicie jest ona ponoć bardzo ciężka do zmycia, skóra po niej jest czerwona i podrażniona, mamy zafundowaną darmową 'depilację' meszku z twarzy. Inni natomiast są zdania że jest bardzo dobra, bo znakomicie oczyszcza i w pewien sposób 'dezynfekuje skórę'. 

Nie wiem, czy się na nią skuszę - może w przypływie fantazji i gotówki. Niemniej jednak wydaje mi się ona bardzo ciekawą opcją (genialne opakowanie, swoją drogą), gdyby tylko nie to że dopiero niedawno doprowadziłam moją okropnie podrażnioną buzię do stanu użytku... Zobaczymy :)

Drugim kosmetykiem, który chciałam Wam pokazać, jest... 

balsam ziemniaczany z olejkiem jojoba. 

(Przyznam się szczerze, że nigdy nie słyszałam o balsamie ziemniaczanym. A Wy? :D)



Absolutnie chwytliwa nazwa i kuszące obietnice producenta, jednak co mi po tym, gdy nawet nie mogę spojrzeć na skład? :c

Najbardziej jednak rozbawił mnie tekst z tej strony "Skład: Ekstrakt surowego ziemniaka, olejek jojoba." (co nawet się nie zgadza z zapewnieniami producenta, o olejku kokosowym, mleczku kakowym i ekstrakcie z miodu, no ale...). Gdy zestawimy go wraz z tekstem z innej strony: "Formuła balsamu została oparta o najnowszą wiedzę o imponujących właściwościach substancji roślinnych." - brzmi to doskonale :D 

Jak Wam się podobają takie kwiatki? Chciałybyście zobaczyć ich więcej? :)


sobota, 26 stycznia 2013

Na osłodę :)

Nareszcie! Najbliższe dwa tygodnie spędzam na słodkim nicnierobieniu i lenistwie :)

 Mam kilka planów, w tym obejrzenie największych romansów/melodramatów/wyciskaczy łez wszechczasów. Więcej opowiem o tym jutro, cichutko jedynie dodam że koniecznie muszę w końcu zobaczyć "Dumę i uprzedzenie", czy też "Casablancę". Mam nadzieję że mi się to uda ;) Na razie w ramach tego postanowienia odpaliłam "Śniadanie u Tiffaniego", i muszę przyznać że obejrzałam ze sporym zaciekawieniem. A Audrey Hepburn ma przecudną urodę...

Oprócz tego - pewna osoba mocno wjechała na moją ambicję, i może wy też to uznacie za dziwne - nigdy nie oglądałam Władcy Pierścieni. To także mam zamiar zmienić (chociaż gdy moje oczy ujrzały czas trwania Drużyny Pierścienia (wersja reżyserska? ;o) to nieco w siebie zwątpiłam).

+ mam zrobioną listę filmów które chcę zobaczyć, i obiecuję że gdy napotkam na coś, co mnie zachwyci, dam wam o tym znać :)


Także pełna szczęścia i z uśmiechem na pyszczku stwierdziłam, że tak dobrze rozpoczęty czas lenistwa trzeba uczcić. 

Znacie może deser Zakochany Szekspir? uznałam go za idealny pomysł. Wersja tutaj przedstawiona jest uboższa - bez kiwi i serka mascarpone. Wykorzystałam mrożone letnie truskawki i maliny (od znajomego z działki), śmietanę 30% którą ubiłam i bezy, które idealnie się dopasowały pokruszone na wierzchu. 


Miłego wieczoru Wam życzę ♥

wtorek, 22 stycznia 2013

Inspiracje: wszystko i nic, czyli mieszanka inspiracji i zdjęć.

Byle nie ulec aurze za oknem i nie zacząć spędzać dnia pod kołdrą z kubkiem herbaty, cieplutko, bezpiecznie, mile i... bezproduktywnie. 

Chciałabym tak. Jeszcze 3 dni, tylko 3 dni i będę mieć upragnione ferie... Pocieszam się tą myślą :) na razie jednak muszę się jakoś zmobilizować. 

Lubię tego żółwika :) 

Co dziś? Mix zdjęć, ujęć, parę króciutkich wzmianek... W sumie nie wiem. Ten post ma być impulsem by zacząć coś robić :D

 


Przepyszne słodkie inspiracje wzięte z tumblra. Tu i tu.

Serducho  


 Genialne włosy oraz wianek. Niesamowicie przypomina mi wakacje i moje nędzne próby stworzenia wianka z koniczyny :D



I coraz bardziej zaczynam przekonywać się do kotów. Powoli już nieśmiało marzę o wzięciu do siebie jakiegoś kocurka, ale to jednak musi trochę poczekać. Swoją drogą, nigdy w życiu nie miałam kota, więc nieco się boję ;c zdjęcia: 2, 1, 3


A to zdjęcie kojarzycie? Zrobione podczas zamieszek dotyczących meczu hokeja. Nie znam się zbytnio, po więcej informacji zapraszam tu. Pamiętam, że gdzieś przeczytałam sprostowanie - para na tym zdjęciu nie całuje się, lecz chłopak uspokaja swoją dziewczynę która została ogłuszona czy też ranna. Jedno z najbardziej poruszających zdjęć 2011 roku. Bardzo je lubię, ma w sobie "to coś" :)



Zakańczam optymistycznie :) plaża, morze, fale, słońce... Marzenia. Wracam do zimowej rzeczywistości  i idę po kubek herbaty, szykuje mi się też dziś wieczór randka z chemię. Mam nadzieję że wy spędzicie go milej ;*

:)



czwartek, 17 stycznia 2013

Co mogę 'odhaczyć' z mojej wishlisty? :)



...czyli moja  radość z otrzymanych prezentów :D (gwiazdkowych i mikołajkowych ;x no cóż, lepiej w styczniu niż jeszcze później. Jesteście ciekawe co wprawiło mnie w taką radość? Zapraszam :)

Zaczniemy kusząco - od przepięknych zapachów zawartych w balsamach do ciał :) Jestem niesamowitą fanką pięknie pachnących kosmetyków. Moja przyjaciółka doskonale o tym wie :D
  • Nad malinowym balsamem do ciała z Yves Rocher zastanawiałam się razem z nią jakieś 2 miesiące temu, jednak w końcu stwierdziłam że najpierw muszę wykorzystać te wszystkie masła, maziaje i inne kremy, które stoją u mnie na półce. Byłam bardzo zaskoczona (ja sama zapomniałam już o nim!) i ucieszona tym prezentem. Balsam sprawuje się genialnie, wchłania błyskawicznie, nawilża, a do tego ten zapach... Jak prawdziwe maliny, aż mam ochotę go zjeść :3
  • Natomiast balsam do ciała z Balei (Feigen- und Schokoladenduft) pachnie.... Wszystkim, ale nie czekoladą i figami. Wącham go nawet w tej chwili, i naprawdę nie mogę ich wyczuć Owszem, jest bardzo słodki, cukrowy... Trudno nazwać ten zapach. Nie do końca mi odpowiada, jednak sam balsam jest bardzo dobry.


 Kolejne kosmetyki, które znajdowały się od dawna na mojej liście marzeń, podpatrzył mój chłopak. Muszę przyznać że sama miałam je na oku (ebay...) jednak chyba bym ich nie zamówiła przez mój brak odwagi (a co, jeśli paczka się zgubi? Albo coś się stanie...? Poza tym Paypal...?). A wtedy nie poznałabym tych genialnych, prawdziwych, japońskich bb-creamów. (na zdjęciu widoczna jest także próbka podkładu Vichy - Aera Teint Pure. Swoją drogą - również bardzo dobry.)

  • SkinFood - Aloe Sun BB Cream ma bardzo ładny, delikatny, aloesowy zapach, który jako pierwszy poczułam przy nałożeniu. Rozprowadza się bardzo ładnie, ma fajną konsystencję, nie zostawia smug. Skóra jest po nim wygładzona, wyrównuje jej koloryt, jest rozświetlona, świeża.... Nie ma zbyt dobrego krycia (z zaczerwieniami sobie radzi, ale nie z wypryskami i różnymi niespodziankami). Zaskoczyła mnie przede wszystkim spora pojemność - 50 g ( herbaciany tuż obok ma 30g) i dobre działanie. Do tego ma filtr 20. Ostatnio jednak ktoś zwrócił mi uwagę, że zawiera w sobie bardzo ciężkie silikony i sporo nieciekawych składników, i muszę mu przypatrzeć się pod tym kątem. Ostatnio sporo pogorszył mi się stan cery i mam podejrzenia co do niego. 
Składu niestety nie mogę rozczytać z opakowania (chińskie znaczki ;)) więc podaję za wizażem i podkreślam co niezbyt mi się podoba (silikon tuż po wodzie...). Jednocześnie proszę też o pomoc - nie znam się zbyt dobrze na składach - jest tu coś jeszcze, co mogłoby mocno zapychać/podrażniać? Swoją drogą teraz, po spojrzeniu na skład i znalezieniu ekstraktu z aloesu tuż po konserwantach a przed kompozycją zapachową... Oj, niedobrze. 

Water, Cyclomethicone, Titanium(IV) Oxide, Titanium hydroxide, Triethoxycaprylylsilane(??), PEG-10, Dimethicone, 1,3 Butylene Glycol, Aluminum hydroxide, Stearic Acid, Ethylhexyl methoxycinnamate, Polymethyl Methacrylate(???), Ceresin, Boron nitride, Sorbitan isostearate, Trimethylsiloxysilicate, Sodium chloride, Phenyl Trimethicone, Phenyl Trimethicone, Sorbitan Olivate, Silica, Vinyldimethicone, Ferric Oxide, Fragrance, Ultramarine, Methylparaben, Phenoxyethanol, Aloe Extract, Perfume, Hydrated Ferric Oxide, Propylparaben, Cetyl Peg, Micro Particle Titanium Oxide, Methicone Silsesquioxane Crosspolymer.


  • Skład Good Afternoon - Peach Green Tea też nie wygląda zbyt dobrze. Jednak sam krem jest według mnie idealny - przeznaczony dla cery tłustej ma za zadanie matować i przedłużać jej świeżość - i to robi. Genialny zapach, dobre działanie, trwałość... Czego chcieć więcej? 

Water, Cyclopentasiloxane, Titanium Dioxide, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Dipropylene Glycol, Boron Nitride, Ceresin, Cyclohexasiloxane, Sorbitane Isostearate, Sodium Chloride, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Prunus Persica (Peach) Kernel Extract, Sorbitan Olivate, Caprylyl Methicone, Camellia Sinensis Leaf Extract, HDI/Trimethylol Hexyllactone Crosspolymer, Trimethylsiloxysilicate, Silica, Aluminum Hydroxide, Stearic Acid, Triethoxycaprylylsilane, Talc, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, Fragrance, Cl 77492, CI 77491, CI 77499



I mój ulubieniec - szczotka Tangle Teezer. Muszę przyznać, że podchodziłam do niej z obawą - dlaczego ma niby być aż taka genialna? Czy naprawdę jest dobra? Okazuje się że tak :) moje włosy są dzięki niej ujarzmione, genialnie się układają, a ich rozczesywanie nie jest już takim problemem - nawet na mokro. Nawet mój chłopak, chociaż najpierw z przerażeniem zapytał jak mogę tyle wydać na zwykłą szczotkę (swoją drogą, zapłaciłam chyba 40 złotych - we Wrocławiu można ją znaleźć w sklepie/hurtowni fryzjerskiej(?) na ulicy Żelaznej :)), to teraz sam chce sobie taką kupić :D mówi że genialnie rozczesuje, a ja widzę że włosy mniej się strączkują, są wygładzone i puszyste ;p (tylko ciiii... Nic nie mówiłam ;d)





Miłego wieczoru Wam życzę ;* :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Starcie czas zacząć - minirecenzje szamponów.

...czyli podsumowanie szamponów, których używałam do tej pory. 

Który z nich okazał się najlepszy? 

Od razu zaznaczam - nie oczekuję po szamponie zbyt wiele. Według mnie, ma dobrze oczyszczać włosy, ale też nie zostawiać po sobie siana na głowie, którego nie da rady rozczesać. Uwielbiam też kosmetyki, które ładnie pachną, więc to niekiedy też ma znaczenie. 


Dodatkowo - nie wydam na szampon więcej niż ok. 10 zł (myję włosy codziennie, rzadko co dwa dni, więc byłoby to dla mnie wyjątkowo nieopłacalne). Zdecydowanie wolę zainwestować w dobrą odżywkę/balsam/maskę, bo to do niej należy zadbanie o odżywienie i idealny stan moich włosów :)


Joanna - Z apteczki babuni - Szampon wzmacniający 
(z ekstraktem ze skrzypu i rozmarynu).

Pierwszym, co mnie w nim uderza, to zapach - typowo ziołowy, ale czego innego się po nim spodziewać? Nie jestem jego fanką, niemniej jednak nie przeszkadza mi. Konsystencję ma nieco zbyt wodnistą, używało się go przyjemnie, ładnie się pieni. Dobrze oczyszcza włosy, zmywa oleje - są po nim śliskie, aż 'skrzypią'. Jedyne co mi w nim nie odpowiadało, to niesforność moich włosów po jego użyciu - niesamowicie się puszyły i nie mogłam ich okiełznać... Coś było z nimi nie tak. Niemniej jednak zużyłam całą jego butelkę bez przymusu, ale nie kupię go więcej.

Joanna, Z apteczki Babuni - Szampon nawilżająco - regenerujący (z ekstraktem z miodu i proteinami mlecznymi).

Mój ulubieniec! Swoją drogą muszę wybrać się po kolejne opakowanie - do tej pory zużyłam 3. Jestem absolutnie zakochana w jego zapachu, słodkim, miłym, mleczno-miodowym. Konsystencja identyczna co u poprzednika, ale nie przeszkadza mi to zbytnio; również dobrze się pieni i oczyszcza włosy - jest bardzo wydajny. Nie podrażnia ani nie plącze włosów! Włosy są po nim bardzo miękkie, ładnie się układają, nie mam problemów z rozczesywaniem. Napis na opakowaniu głosi "dla włosów suchych i zniszczonych", a  producent obiecuje nam, oprócz dokładnego oczyszczenia "włosy gładsze i miłe w dotyku" oraz "sprężyste i bardziej lśniące". Czy bardziej lśniące... hmm, nie powiedziałabym, jednak moje włosy za nim przepadają.

+ na plus w obydwu szamponach: niska cena. Z tego co pamiętam w Rossmanie to około 6-7 złotych.


Joanna, Naturia, Szampon z pokrzywą i zieloną herbatą.
Do włosów przetłuszczających się i normalnych. Genialny zapach, konsystencja nieco żelowata, ale wydajna. W sumie musiałabym się powtarzać, a nie chcę tego robić, więc podsumuję krótko - bardzo dobry szampon, który spełnia swoje działania (oczyszcza itp). Jedyne do czego mogę się przyczepić, to to, że nie wpływa na zmniejszenie przetłuszczania moich włosów, ale szczerze mówiąc nawet na to nie liczyłam. Nie plącze straszliwie włosów, rozczesuje się je bez większych problemów. Są miękkie i sypkie. Nie mam siana na głowie :) Także na plus, drugi mój faworyt. 

Joanna, Naturia, Szampon z miodem i cytryną. (brak na zdjęciu)

Do włosów suchych i zniszczonych . Kolejny z serii 'uwielbiam ten zapach'. Patrząc po moich opisach, zresztą można stwierdzić że tym się kieruję przy wyborze :D poza tym? Przeciętny. Wykorzystałam jego dwie butelki, jednak pod koniec coś mi w nim nie pasowało - być może to, że ciężko po nim rozczesać włosy. Do tego potrafił zrobić lekkie sianko na głowie wraz z przesuszeniem. A szkoda. 

~ cena szamponów z serii Joanna, Naturia to ok. 4-6 zł,

Babydream, Szampon dla dzieci

Wiem, że mogę zostać za to zjedzona, ale nie przepadam za szamponami bez SLSów i nie używam ich często. Denerwuje mnie ich słabe pienienie i zapach - nie przepadam za tym typowo dziecięcym, rumiankowym. Tutaj zapach ten jest bardziej neutralny niż np w Nivea Baby (którą, swoją drogą, babydream bije na głowę).
 Niemniej jednak raz na jakiś czas (gdy zapominam o kupieniu szamponu i tylko on zostaje w łazience) używam właśnie tego i jest ok. Słabo tutaj z wydajnością - zawsze muszę wylać na głowę sporą jego ilość, bo zapominam o metodzie kubeczkowej, albo ciągle mam wrażenie że włosy nie są odpowiednio oczyszczone. Wydaje mi się, że nie odświeża. I oczywiście nie można zapomnieć po jego użyciu o odżywce - inaczej włosy się kołtunią, są suche, matowe
Na plus cena  - coś około 3 złotych, więc śmiesznie mało.


Babydream, Kopf-bis-Fuß Waschgel

W sumie taki wielozadaniowy, genialny kosmetyk. Używam go do mycia twarzy (skończyłam z OCM, jednak nie polubiliśmy się), ciała, do okolic intymnych; mycia pędzli... Niekiedy myję też nim włosy. Ładnie się pieni, oczyszcza. Niestety plącze włosy. Co w nim głównie uwielbiam? Opakowanie (pompka jest genialna!), to, że mogę go użyć do wszystkiego i nie wysusza, nie podrażnia; i cenę. Za 500 ml płacimy coś około 7-10 zł (często jest na promocji). Czy polecam? Tak, ale niekoniecznie jako szampon. Niemniej jednak ma stałe miejsce w mojej łazience (zużywam już 4 opakowanie). 

Podsumowanie:

  • Moim zdecydowanym ulubieńcem jest szampon nawilżająco-regenerujący z serii "Joanna, Zz apteczki babuni". Wracam do niego często i uwielbiam, i za zapach, i działanie.
  • Drugie miejsce zajmuje Joanna, Naturia, szampon z pokrzywą i zieloną herbatą.
  • 3 miejsce? Babydream, Kopf-bis-Fuß Waschgel - ulubieniec w kwestii szamponów bez SLSów, który do tego sprawdza się też w wielu innych kwestiach.
A jaki jest wasz ulubieniec w kwestii szamponów?

niedziela, 13 stycznia 2013

Inspiracje - moje wymarzone włosy 2013 :)

Jakie są wasze wyśnione, takie naprawdę wymarzone włosy? 


Na pewno w idealnym stanie - ale krótkie, czy długie? Może ombre hair? 
Mocno cieniowane czy wyrównane do tej samej długości? 
Jasne, ciemne, naturalne, farbowane na mocną czerwień czy orzechowy, ciepły brąz?

Moje to długie do połowy pleców lub aż do pasa, dobrze odżywione, gładkie, lśniące, w naturalnym kolorze i idealnym stanie. Tak w sumie... Chciałabym wam pokazać kilka zdjęć, które niesamowicie mi się podobają i urzekają - na jednych z nich widać genialne fryzury, na innych - wymarzony kolor i długość, jaką chciałabym mieć. Niektóre z nich po prostu 'mają w sobie to coś'. Chcecie rzucić okiem? ;)



Inspiracji szukałam głównie na tumblrze i weheartit. Sporo cudownych fryzur wzięłam też stąd - warto zajrzeć :)
 
Obsługiwane przez usługę Blogger.